Wielka plama ropy w Zatoce Meksykańskiej utrzymuje się kilkanaście kilometrów od wybrzeża Luizjany. Na razie nie doszło do katastrofy ekologicznej, której się obawiano. Zagrożenie wciąż jednak jest poważne.
Plama ropywydobywającej się z położonego na głębokości 1,5 kilometra odwiertu zagrażała wrażliwemu ekosystemowi delty Missisipi. Zanim dotarła jednak do brzegu, zmienił się wiatr i plama odpłynęła na odległość kilkunastu kilometrów.
Naukowcy nie znaleźli śladów ropy ani w ciałach 35 martwych żółwi znalezionych w wybrzeży Alabamy ani w organizmach meduz, które wypływały na plaże Missisipi. Stosunkowo niewielkie smugi ropy, które oderwały się od głównej plamy, dotarły natomiast do pasa przybrzeżnych wysp w Luizjanie.
Dzięki poprawie pogody wczoraj na wody Zatoki Meksykańskiej wypłynął 70-metrowy statek przystosowany do zbierania ropy. Jutro dołączą do niego trzy kolejne. Straż przybrzeżna chce także wznowić wypalanie plamy. W rejonie wycieku cały czas pompowane są chemikalia, które rozbijają cząsteczki ropy i sprawiają, że opada ona na dno.
W tej chwili z leżącej na dnie oceanu rury, w trzech miejscach wycieka prawie 800 tysięcy litrów ropy dziennie. Czarny scenariusz przewiduje jednak, że ilość ta może wzrosnąć dziesięciokrotnie.