Tuż po Wielkanocy, kiedy pracownicy fabryki mebli z Wrześni wrócili do pracy z przymusowego urlopu, zastali zamknięte bramy przedsiębiorstwa. Dotychczasowy właściciel oświadczył, że sprzedał zakład, a to oznacza, że ludzie nie mają po co przychodzić do pracy. Jak zapewniają pracownicy, sugerował im również, aby wszyscy sami złożyli wypowiedzenia. Dziennik "Polska" pisze, że ludzie nie wiedzą nic: mają posadę czy nie mają, powinni przychodzić do pracy czy nie, no i czy firma w ogóle jeszcze istnieje. Pracownicy codziennie przychodzą pod bramę zakładu i podpisują społeczną listę. W ten sposób demonstrują, że są gotowi do pracy, bo boją się zwolnienia z powodu nieobecności.
Zdaniem dziennika "Polska", w przyszłości będzie można uniknąć długotrwałego oczekiwania na jakikolwiek ruch pracodawcy, który zniknął. Sejmowa komisja "Przyjazne państwo" przesłała do marszałka Sejmu projekt ustawy, który ma zwiększyć ochronę praw pracowników w takiej sytuacji. Projekt zakłada, że w przypadku, gdy z żadnym z przedstawicieli władz firmy nie będzie można się skontaktować, to wynagrodzenie pracownikom będzie wypłacać Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych.
IAR/"Polska"/as/Siekaj