"Tygodnik Powszechny" zwraca uwagę na różnice w reakcjach społecznych i politycznych po zamachu na Politkowską i po zamachu w 1995 roku na popularnego dziennikarza telewizyjnego Władisława Listjewa. Po jego śmierci do telewizji przychodzili politycy, kwiaty składali dziennikarze i artyści. Borys Jelcyn nazwał zabójstwo Listjewa â?ľtragedią dla całej Rosji". Wziął na siebie odpowiedzialność za to, co się stało i zapewnił, że dołoży starań, by powstrzymać falę przestępczości. Po zabójstwie Anny Politkowskiej prezydent Putin podczas wizyty w Niemczech oznajmił, coś - co, jak podkreśla tygodnik , należy uznać za szczyt cynizmu. Według Putina śmierć Politkowskiej uczyniła więcej szkody Rosji niż jej publikacje, na które jego zdaniem, nikt nie zwracał uwagi.
W artykule Andrzej Łukowski przypomina też, że po zabójstwie Listjewa środowisko dziennikarskie było solidarne, po śmierci Politkowskiej w usłużnej prasie zaraz pojawiły się komentarze, że to prowokacja obliczona na skompromitowanie prezydenta.
Budowany przez Władimira Putina mit o stabilnej i bezpiecznej Rosji, w której wszystko układa się świetnie, a ludziom żyje się dostatniej, został podkopany. - czytamy w tygodniku. Okazuje się bowiem, że wcale nie jest beztrosko i bezpiecznie. Że pod dywanem buldogi żądne władzy toczą walkę na śmierć i życie.
iar/"Tygodnik Powszechny"/łut/dj