Minister przyponiał, że do operacji w Libii uprawniał zachodnie państwa mandat ONZ, a niestety w przypadku Syrii takiego mandatu nie ma. Dlatego - jak wyjaśnił Siemoniak - nie pozostaje nic innego, jak apelowanie o pokojowe rozwiązanie konfliktu. Zdaniem ministra, największą rolę w tych zabiegach może odegrać Liga Arabska i państwa, które z racji historii są blisko związane z Syrią.
Minister Siemoniak wyraził jednocześnie ubolewanie, że na początku lutego nie udało się przyjąć rezolucji Rady Bezpieczeństwa, która miała potępić władze Syrii za przemoc wobec opozycji. Rezolucję zablokowały Rosja i Chiny. Według Tomasza Siemoniaka, w takiej sytuacj, to państwa blokujące rezolucję biorą na siebie odpowiedzialność za rozwój wydarzeń w Syrii. Szef MON uważa też, że mimo wszystko społeczność międzynarodowa podejmie wysiłki, żeby "co najmniej" ludzie nie ginęli w starciach z reżimem Assada.
Podczas posiedzenia Rady Bezpieczeństwa ONZ w Nowym Jorku 13 z 15 członków rady głosowało za rezolucją zgłoszoną przez kraje arabskie i europejskie. Zawarte w niej było poparcie dla planu pokojowego Ligi Arabskiej, który przewidywał wstrzymanie walk, ustąpienie prezydenta Baszara al-Assada i zmianę struktury władzy. Krwawe walki trwają w Syrii już prawie rok. Działacze syryjskiej opozycji oceniają, że od czasu wybuchu zamieszek zginęło już co najmniej 7 tysięcy osób.
IAR