Niska frekwencja towarzyszy przedterminowym wyborom parlamentarnym na Słowacji. Do godziny 14.00 głosowało około 20 procent uprawnionych. Nieco więcej w miastach, mniej - w małych miejscowościach. W Bratysławie głosowała około jedna trzecia uprawnionych. Komisja wyborcza nie odnotowała ważniejszych incydentów.
Do urn przyszli najwyżsi urzędnicy państwowi. Prezydent Ivan Gaszparovicz uznał wybory za najważniejsze wydarzenie od aksamitnej rewolucji. Jak tłumaczył, Słowacja musi mieć stabilny rząd. " Tego oczekują od nas - w trudnych czasach kryzysu - nasi sojusznicy Unii Europejskiej"- tłumaczył.
Robert Fico - szef opozycyjnej lewicy powiedział po głosowaniu, że Słowacja potrzebuje silnej władzy . Dodał, że oczekuje wygranej.
Wyborcy przy urnach nie chcieli zdradzić na kogo głosowali. Twierdzą, że "przyszli głosować na polityków, którzy ich nie zawiedli".
Beno Zitnansky 35-letni inżynier z Bratysławy podkreślał, że zależy mu na polepszeniu reputacji jego kraju na arenie międzynarodowej, gdyż jest on bardzo zły.
Frekwencja we wschodniej Słowacji jest katastrofalna. W romskich osadach zainteresowanie wyborami nie przekroczyło dotąd 10 procent.
IAR