W 2006 roku mężczyźni, z których jeden był właścicielem warsztatu samochodowego, mieli pomóc 25-letniemu studentowi z USA w zakupie używanego auta z Niemiec. Podczas wspólnej podróży do Frankfurtu po odbiór auta mężczyźni zamordowali Amerykanina na stacji benzynowej niedaleko Bełchatowa. Zdaniem sądu, morderstwo od początku było zaplanowane, a jego celem było zabranie studentowi ponad 14 tysięcy euro i 3 tysięcy złotych - uzasadniał w wyroku sędzia Julian Grochowicz. Wyjazd do Niemiec był tylko pretekstem. Oskarżeni od początku planowali rabunek, który przerodził się w morderstwo.
Prokuratura domagała się kary dożywotniego więzienia, ale z wydanego wyroku i tak jest zadowolona. Jak podkreśla prokurator Krzysztof Szczerba ważne jest to, że oskarżeni dopiero po 22 latach będą mogli ubiegać się o ewentualne warunkowe zwolnienie z więzienia
Sąd uznał, że kara 25 lat więzienia jest odpowiednia dla oskarżonych. Wyrok jest adekwatny do winy. Sąd poddał w wątpliwość możliwość resocjalizacji sprawców, których nazwał "złymi i zdeprawowanymi" ludźmi.
Innego zdania jest obrońca skazanego Krzysztofa Mańkowskiego. Mecenas Henryk Dzido zapowiedział apelację od wyroku. Zaznaczył jednak, że będzie ona dotyczyć sprawstwa morderstwa, a nie udziału w nim jego klienta.
Na ogłoszenie wyroku do Polski przyleciała rodzina zamordowanego Amerykanina - rodzice oraz siostra. Nie chcieli jednak rozmawiać z dziennikarzami.