W rozmowie z BBC doktor, który ze względów bezpieczeństwa nie podawał nazwiska, poinformował, że dwa prywatne szpitale w Hamie zostały tak zniszczone, że trzeba było je zamknąć. W dwóch kolejnych ostrzał rakietowy zburzył część budynków - między innymi ten, gdzie znajduje się oddział intensywnej terapii. Do jednej z klinik żołnierze wdarli się w poszukiwaniu broni, zostało wtedy rannych wielu lekarzy i pielęgniarek. Według rozmówcy BBC, brakuje krwi do transfuzji, antybiotyków i podstawowwych leków.
Mieszkańcy miasta unikają dwóch działających szpitali rządowych, gdzie znajduje się między innymi centrum pediatrii i oddział ratunkowy. W obu klinikach stacjonują służby bezpieczeństwa, zdarza się, że funkcjonariusze dobijają rannych.
Oddziały prezydenta Baszara al-Assada weszły do Hamy pod koniec lipca, by zdławić protesty przeciwko dyktatorowi. Syryjskie władze twierdzą, że wojsko już opuściło miasto, jednak tamtejsi działacze opozycyjni informują, iż ataki cały czas trwają. Według źródeł medycznych, od początku oblężenia Hamy, zginęło co najmniej dwa tysiące osób. Ofiar śmiertelnych prawdopodobnie było dużo więcej, wielu mieszkańców miasta zginęło pod gruzami ostrzeliwanych budynków.