Ratownicy Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego zgłosili wczoraj na spotkaniu w ministerstwie kilkadziesiąt uwag i poprawek. Ich zdaniem, na razie bowiem to, co przygotowali urzędnicy, zupełnie nie bierze pod uwagę realiów, dotyczących ratowania ludzi w górach i narciarstwa.
Naczelnik TOPR Jan Krzysztof wskazuje, że już sama definicja "ratownika górskiego" jest pełna sprzeczności i niedopowiedzeń. Jak wyjaśnił, niektóre zapisy nabrały w rządowym projekcie bardziej ogólnej formy. Ratownicy nie muszą według nowych zapisów na przykład umieć jeździć na nartach, chodzić po jaskiniach, szkolić psy ratownicze, czy nurkować. Tymczasem inne zapisy nie wiadomo dlaczego, zostały zupełnie niepotrzebnie uszczegółowione. Jan Krzysztof dodał, że nagle pojawiły się bardzo precyzyjne zapisy dotyczące wspinaczki czy znajomości topografii. W opinii naczelnika TOPR nie są to właściwe rozwiązania, gdyż, jak wyjaśnił, inne umiejętności musi posiadać ratownik pracujący w Bieszczadach, który nie musi się wspinać, a inne ratownik w Tatrach.
Według TOPR nie do przyjęcia jest także zmiana definicji i sposób uzyskiwania uprawnień ratownika górskiego, narciarskiego. Ratownicy nie zgadzają się także z rozwiązaniami ograniczającymi prowadzenie szkoleń na terenie parków narodowych.
Ratownicy TOPR zgłosili też wniosek, aby nowa ustawa umożliwiała dofinansowywanie pogotowia górskiego przez lokalne samorządy. Do tej pory zgodnie z obowiązującym prawem jest to niemożliwe. Prace nad projektem nowej ustawy o ratownictwie górskim cały czas trwają.