Brytyjski premier będzie sie domagał, by we wnioskach ze szczytu znalazł się zapis o konieczności cięć. To zła wiadomość dla Polski, która jest największym beneficjentem unijnych funduszy w obecnym budżecie. Dlatego Warszawa stanowczo protestuje i próbuje przekonać do swego stanowiska inne kraje.
Polski rząd argumentuje, że teraz nie powinno być żadnych wiążących zapisów w tej sprawie, bo zgodnie z zapisami traktatowymi dyskusja zaczyna się dopiero wtedy, gdy Komisja Europejska przedstawi projekt nowego, 7-letniego budżetu. Tak mówił w Brukseli minister do spraw europejskich Mikołaj Dowgielewicz. "Polska ma swoje interesy i tych interesów będzie bronić, ale oprócz interesów jest coś takiego jak zasady. I Polska nie pozwoli na to, żeby zasady dotyczące tego, kto ma co przygotować w Unii Europejskiej, były łamane na życzenie jednego czy większej liczby krajów" - podkreślił minister Dowgielewicz.
Tymczasem Wielka Brytania chce do przeforsowania swojego stanowiska wykorzystać grudniowy szczyt w Brukseli, bowiem właśnie na tym spotkaniu ma zapaść decyzja o zmianach w traktacie lizbońskim i zapisaniu w nim specjalnego funduszu antykryzysowego dla bankrutów w strefie euro. Chcą tego Niemcy i Francja, ale muszą uzyskać jednomyślne poparcie krajów członkowskich. Wielka Brytania za zgodę na zmiany w traktacie będzie więc domagała się poparcia dla swego postulatu dotyczącego znacznych cięć w przyszłym, wieloletnim budżecie.