Europejscy liderzy powinni uzgodnić jaki sygnał zostanie wysłany do Grecji, pogrążonej w kryzysie, która w przyszłym miesiącu ma wybory parlamentarne. Wynik głosowania jest istotny, bo jeśli wygrają partie radykalne i odrzucą program oszczędnościowy, to Grecja nie dostanie kolejnych, międzynarodowych pożyczek i wtedy zbankrutuje. Unijni dyplomaci mówią nieoficjalnie, że podobno jest zgoda między Paryżem i Berlinem, by złagodzić nieco rygorystyczne wymogi programu oszczędnościowego, dać Grekom więcej czasu na uzdrowienie sytuacji finansowej, a tym samym sprawić, że reformy nie będą tak bolesne dla obywateli. Spór dotyczy jeszcze tylko momentu ogłoszenia tej zachęty - czy powinno to nastąpić już teraz, czy też na krótko przed wyborami, by zachęcić Greków do zagłosowania na partie proreformatorskie.
Na unijnymi szczycie zadebiutuje francuski prezydent Francois Hollande, który przyjeżdża z konkretnym postulatem - chce wprowadzenia euroobligacji, czyli wspólnych papierów, emitowanych w strefie euro. To ma być ratunek dla państw z problemami finansowymi, bo będą mogły pożyczać pieniądze na niższy procent, ale największe koszty będą ponosić te najsilniejsze - między innymi Niemcy i Holandia, które nie chcą się na to zgodzić. Ponadto Berlin uważa, że wspólne obligacje nie będą mobilizowały krajów eurolandu do trzymania w ryzach budżetów i będą pokusą do nieodpowiedzialnej, rozrzutnej polityki. Francja natomiast w ostatnich tygodniach szukała poparcia dla swojego pomysłu i ma je ze strony Włoch, oraz innych krajów Południa.
IAR