12-letni chłopiec trafił do szpitala po tym, jak podczas meczu w Sosnowcu oparzyła go odpalona na trybunach raca. Policjanci zarzucają organizatorom, że odmówili udzielenia chłopcu pomocy medycznej.
Z taką opinią nie zgadzają się przedstawiciele klubu. Ich zdaniem, wszystko odbyło się zgodnie z procedurami.
Chłopiec został poparzony podczas wtorkowego meczu Zagłębia Sosnowiec z Pogonią Szczecin. Ranny jest kibicem drużyny gospodarzy.
Jak poinformował w środę PAP komisarz Janusz Jończyk z zespołu prasowego śląskiej policji, tuż przed rozpoczęciem rywalizacji kibice gospodarzy odpalili kilkadziesiąt rac, wniesionych na stadion pomimo zakazu.
"Jedna z rac trafiła w twarz 12-latka, który ze swoim tatą przyszedł obejrzeć mecz. Ojciec przyprowadził rannego chłopca do radiowozu. Policjanci udzielili mu pierwszej pomocy, jednocześnie poprosili obecne na stadionie służby medyczne o fachowe zaopatrzenie lekarskie. Od organizatora imprezy dowiedzieli się, że medycy na stadionie są do dyspozycji sportowców" - powiedział Jończyk.
Według policjantów, dopiero 20 minut później do rannego przyjechała karetka pogotowia spoza stadionu wezwana przez policjantów. Poszkodowany z poparzeniami twarzy został przewieziony do szpitala. Według lekarzy, życiu chłopca nie zagraża niebezpieczeństwo.
Z takim przedstawieniem całej sytuacji przez policjantów nie zgadzają się przedstawiciele klubu Zagłębie Sosnowiec. "Karetka jest na stadionie przede wszystkim dla widzów, bo nad zdrowiem zawodników czuwają przecież klubowi lekarze" - powiedział PAP kierownik ds. bezpieczeństwa w Zagłębiu Jarosław Mędrzyk.
Według niego, przed meczem chłopiec wraz opiekunem poprosił ochronę o możliwość opuszczenia stadionu. Potem zgłosili się do policjantów i - kiedy okazało się, że nastolatek musi być odwieziony do szpitala - to policjanci powiadomili pogotowie. Chłopca zabrała do szpitala karetka, która przyjechała z zewnątrz.
"O żadnej odmowie udzielenia pomocy nie było oczywiście mowy. Lekarz na stadionie wiedział, że po rannego jedzie inna karetka, a zgodnie z wymogami ustawy podczas meczu musi być na obiekcie cały mecz pomoc medyczna. Nie była to zresztą jedyna podczas tego meczu interwencja lekarska, bo później udzielono pomocy kobiecie, która na trybunach zwichnęła nogę" - dodał Mędrzyk.
Oparzenie chłopca nie było jedynym incydentem towarzyszącym temu meczowi. Do kolejnych ekscesów doszło tuż po zakończeniu spotkania. Wychodzący ze stadionu szalikowcy zaczęli w kierunku policjantów rzucać butelkami, kamieniami i kawałkami wyrwanego z jezdni asfaltu. Funkcjonariusze użyli armatki wodnej i broni gładkolufowej. W trakcie działań zatrzymali sześciu najbardziej agresywnych chuliganów w wieku od 17 do 29 lat. Zatrzymanym zarzuca się czynną napaść na policjantów i zniszczenie mienia.(PAP)
kon/ gir/ itm/ jbr/