Zdaniem politologa z Uniwersytetu Jagiellońskiego, prof. Marka Bankowicza, Francuzi nie głosując tak licznie, jak się spodziewano, na partię UMP prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego, oraz oddając więcej głosów na lewicę, postanowili stworzyć "bardziej zrównoważony" parlament.
Według dotychczasowych informacji o wynikach II tury wyborów parlamentarnych we Francji, centroprawica zdobyła 346 mandatów w 577-miejscowym Zgromadzeniu Narodowym. Sama UMP (Unia na rzecz Ruchu Ludowego) zdobyła 314 mandatów, co stanowi znaczną stratę w stosunku do dotychczasowego parlamentu, w którym posiadała 355 miejsc. Lewica natomiast będzie miała 226 deputowanych. Przy tym, 185 mandatów zdobyła Partia Socjalistyczna, znacznie więcej niż dotychczasowe 140 miejsc.
W opinii Bankowicza, wynik niedzielnych wyborów jest "troszkę zaskakujący". "Pierwsza tura wyborów parlamentarnych sprzed tygodnia nakazywała rozważać scenariusz znacznie bardziej korzystny dla obozu politycznego prezydenta Sarkozy'ego. Wydawało się, że sukces jego formacji będzie lawinowy, to znaczy, że dostanie cztery piąte miejsc w parlamencie" - powiedział.
Jak dodał, niedzielne wyniki mogą świadczyć o "pewnej mądrości francuskich wyborców, którzy postanowili nie dawać prezydentowi niesłychanie mocnej pozycji". Bankowicz zaznaczył jednak, że pozycja prawicy w Zgromadzeniu Narodowym jest i tak na tyle mocna, że Sarkozy będzie w stanie zrealizować swoje pomysły polityczne i gospodarcze.
Lewica z kolei - jak dodał politolog - ma również mocną pozycje w parlamencie. "Lewica wykorzystując tę mocną pozycję będzie starała się patrzeć rządzącej ekipie, w szczególności prezydentowi, na ręce, mając instrumenty kontrolne" - podkreślił.
Zdaniem Bankowicza, o ostatecznym kształcie Zgromadzenia Narodowego zdecydowali "płynni" wyborcy, o niezdecydowanych preferencjach politycznych. "Zadziałał taki odruch psychologiczny, to znaczy rozumowanie: niech opozycja będzie nieco silniejsza, bo to nie zaszkodzi prezydentowi w rządzeniu, a zapewni systemowi politycznemu kraju bardziej zrównoważony charakter" - uważa politolog.
Jego zdaniem, na wynik niedzielnych wyborów wpływ mogła mieć także "wpadka" prezydenta Sarkozy'ego na szczycie grupy G8 (w zeszłym tygodniu media obiegł film ze szczytu, na którym widać, że Sarkozy jest "w niedyspozycji"). "To jest błaha sprawa, ale wydaje mi się, że też odegrała pewną rolę" - zaznaczył Bankowicz.
Politolog przewiduje, że w najbliższych miesiącach może dojść do zmian w Partii Socjalistycznej. "Będziemy obserwowali bardzo mocną walkę wewnętrzną w obrębie Partii Socjalistycznej o władzę i będzie to najostrzejsza batalia polityczna, jaka w najbliższych miesiącach rozegra się we Francji" - uważa Bankowicz.
Jak ocenił, sytuacja wśród socjalistów nie jest jasna. "Ta stara gwardia z Francois Hollandem na czele, która do tej pory sprawuje władzę nad Partią Socjalistyczną może wykorzystać stosunkowo dobry wynik wyborów parlamentarnych w II turze i posiłkując się tym argumentem, będzie prowadziła batalię o utrzymanie swojej pozycji i wpływów. Frakcja odnowicielska, której naturalnym liderem wydaje się być Segolene Royal, będzie natomiast prezentowała ten wynik jako porażkę i domagała się odświeżenia kierownictwa" - uważa Bankowicz.
W jego opinii, sprawa przywództwa socjalistów jest otwarta i na razie nie sposób wyrokować jak zakończy się obecny konflikt.
Według Bankowicza, jeśli władzę w Partii Socjalistycznej przejęłaby Royal, prawdopodobnie zmieniłby się wizerunek polityczny tego ugrupowania. (PAP)
mkr/ mok/ jra/