Biebrzański Park Narodowy (BPN) jest przeciwny odstrzałom selekcyjnym łosi, jako metodzie redukcji liczby tych ssaków. Uważa, że populacja nie jest jeszcze zbyt duża i dopiero odbudowuje się genetycznie.
Za odstrzałami opowiadają się od lat np. niektórzy leśnicy argumentując, że łosi jest za dużo i powodują wiele szkód w uprawach młodego lasu. Najchętniej objadają młodnik sosnowy.
Największy w kraju park narodowy nad Biebrzą to krajowa ostoja łosia. Szacuje się, że żyje tam ok. sześciuset łosi. Ich trasy wędrówek często krzyżują się jednak z ruchem samochodów. Tylko w ostatnich tygodniach na drogach leżących na obszarze parku zdarzyło się kilka takich kolizji, zostali ranni ludzie.
W poniedziałek wieczorem zdarzył się nawet wypadek ze skutkiem śmiertelnym. Na drodze nr 61 między Łomżą i Stawiskami doszło do zderzenia z łosiem osobowej mazdy; zginął pasażer auta, kierowca trafił do szpitala.
"Z naszego punktu widzenia populacja nie jest na tyle duża, że wymagałaby redukcji" - powiedział PAP zastępca dyrektora BPN Andrzej Grygoruk, nie zgadzając się z opinią niektórych nadleśnictw, że należałoby rozważyć selekcyjny odstrzał (odbywa się za zgodą ministra środowiska).
Zwrócił też uwagę, że przetrzebiona przed laty populacja, dopiero odbudowuje się genetycznie, tzn. zaczynają się pojawiać silne osobniki, których nie widziano od dawna.
Chodzi o tzw. łopatacze, czyli samce z pięknym porożem w kształcie otwartej dłoni, przetrzebione przed laty przez myśliwych. "Pojawiają się dopiero pierwsze takie egzemplarze na terenie parku" - podkreślił Grygoruk. Przypomniał, że populacja łosia jest objęta całorocznym okresem ochronnym.
Park uważa, że ciągła akcja edukacyjna dla kierowców powinna przynieść rezultaty. Od ubiegłego roku prowadzone są działania pod hasłem "Jedź łośtrożnie", pracownicy parku, leśnicy i policjanci rozdają ulotki informujące o zagrożeniu, na trasie Białystok - Ełk pojawiły się informacyjne banery.
Akcja prowadzona jest jednak na drogach w obszarze parku, a wypadki zdarzają się również gdzie indziej. Np. śmiertelny wypadek z poniedziałku miał miejsce poza parkiem. Ale, jak ocenił dyrektor Grygoruk, łoś mógł pochodzić znad Biebrzy, bo wiedzie tamtędy tzw. korytarz ekologiczny w kierunku Puszczy Piskiej, gdzie te ssaki chętnie migrują.
Nadleśniczy Nadleśnictwa Knyszyn Edward Komenda przypomina, że leśnicy od lat zabiegają o możliwość redukcji łosi. Przypomniał, że łoś jest na liście gatunków łownych, ale objętych całorocznym zakazem strzelania do nich. Dodał, że od kilku lat za pośrednictwem Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku są składane wnioski o możliwość redukcji łosi, ale są one negatywnie opiniowane przez Państwową Radę Ochrony Przyrody. Rada - dodał - stoi na stanowisku, że łosi jest wciąż mało i powinny być pod ochroną. Wnioski o redukcje łosi mają być ponawiane także i w tym roku. (PAP)
rof/ kow/ ls/ jbr/ wkr/