"Obrzydliwą manipulacją" nazwał członek Rady Nadzorczej Polsatu Józef Birka doniesienia mediów o współpracy właściciela tej telewizji Zygmunta Solorza ze służbami PRL, a po 1989 r. - z WSI. Jego zdaniem, jest to próba udowodnienia tezy o wpływie służb specjalnych na "robienie" biznesu w Polsce.
"To jest nieprawda. W ten sposób próbuje się udowodnić tezę o tzw. układzie, czyli, że w Polsce poprzez kontakty ze służbami specjalnymi można robić biznes" - podkreślił Birka w rozmowie z PAP.
Pytany o kontakty Solorza z SB Birka podkreślił, że choć właściciel Polsatu, jak sam tłumaczy, "coś podpisał", nigdy na nikogo nie donosił, a wręcz unikał kontaktów ze służbami specjalnymi PRL.
"W tych dokumentach, którymi dziennikarze dysponują, jest analiza dotycząca nieprzydatności pana Solorza, że unika spotkań, że nie udziela informacji. W związku z tym rezygnują ze współdziałania z nim. Jest taki dokument i tego się nie ujawnia" - zaznaczył Birka.
Dodał, że sam Solorz mówił mu, iż w 1985 r. został zatrzymany przez "drogówkę" za przekroczenie ciągłej linii. Milicjanci nie chcieli dać mu mandatu i wzięli go na komendę, do oficera, który - jak powiedział Birka - zarzucał mu, że się z nimi nie kontaktuje. "Solorz oświadczył, że nie ma czasu i to było ostatnie spotkanie" - podkreślił Birka.
Powołał się też na dotychczasową ustawę lustracyjną, według której "współpracą nie jest współdziałanie pozorne lub uchylanie od dostarczanie informacji pomimo formalnego dopełnienia czynności lub procedur wymaganych przez organ bezpieczeństwa państwa oczekujących współpracy". Według niego przypadek właściciela Polsatu odnosi się do tego właśnie zapisu.
Jednak Solorz jako osoba nie pełniąca funkcji publicznej nie podlega tej ustawie. Dlatego też nie może np. wystąpić do Sądu Lustracyjnego z wnioskiem o tzw. autolustrację.
Będzie zaś podlegał nowej ustawie lustracyjnej, którą w poniedziałek podpisał prezydent (nie ma w niej zapisu na który powoływał się Birka). Według niej lustrowani będą m.in. właściciele stacji, które uzyskały koncesję od KRRiT. Akta służb PRL takiej osoby będą jawne po wejściu podpisanej ustawy w życie (w lutym 2007 r.).
Zarazem, według nowelizacji nowej ustawy, zapowiedzianej już przez Lecha Kaczyńskiego, Solorz musiałby złożyć oświadczenie lustracyjne, czy miał związki ze służbami specjalnymi PRL. Prawdziwość tego oświadczenia badałby oddzielny, czwarty pion IPN, który mógłby oskarżać daną osobę o "kłamstwo lustracyjne", za co grozi 10 lat zakazu pełnienia funkcji publicznych.
Birka pytany przez PAP, czy Solorz w związku z ujawnionymi informacjami powinien wycofać się z udziałów w Polsacie powiedział: "A niby dlaczego? Jeśli moralnie czuje się w porządku, jeżeli na nikogo nie doniósł, nikogo nie rozpracował, nikomu nie zaszkodził, to dlaczego miałby się wycofywać. Tylko po to, żeby ktoś inny przyszedł i zarządzał stacją? Nie ma żadnego powodu bo przecież moralnie i prawnie miał prawo ciągle mówić: nie współpracowałem".
Dodał, że Solorz wystąpił na początku listopada o zaświadczenie, czy informacje o nim znajdują się w zasobach archiwalnych IPN.
Przypomniał też, że o udzieleniu w 1994 r. koncesji Polsatowi decydowały takie osoby jak prof. Ryszard Bender, Maciej Iłowiecki, Andrzej Zarębski (członkowie ówczesnej KRRiT - PAP). "To też miał być układ? Powodem tego, że Polsat otrzymał koncesje było to, że miał najbardziej przejrzystą sytuację finansową. Bo pokazał żywą gotówkę" - podkreślił.
Dodał, że Polsat otrzymał koncesję na surowych warunkach. "W ciągu pięciu miesięcy należało podnieść kapitał o 100 proc. czyli o 25 mln zł i to gotówką, nie w aporcie i nie przez zagraniczne podmioty. Wszystkie banki odmawiały wówczas, bo służby pilnowały, żeby żaden bank nie udzielił nam pomocy, nie wszedł w spółkę, i dlatego zostaliśmy skazani na Universal. Chciano nas zmusić do oddania koncesji z powodu niewypełnienia tych warunków" - powiedział Birka. "To były działania przeciwko, a tu słyszę, że mieliśmy zielone światło po prostu krew się burzy" - dodał.(PAP)
pru/ sta/ pz/ woj/