Dawny opozycjonista i działacz związkowy Jerzy Borowczak powiedział PAP, że zmarły w poniedziałek wieczorem ks. Henryk Jankowski był jego prawdziwym przyjacielem, "takim z krwi i kości". "Otrzymałem od niego wiele pomocy i ja go nigdy nie opuściłem" - dodał.
"Otrzymałem od niego wiele pomocy i podczas stanu wojennego, kiedy straciłem pracę i wtedy, gdy ożeniłem się - dawał mi ślub, chrzcił moje dzieci i był ojcem chrzestnym mojego najmłodszego syna Marcina" - powiedział.
"I ja go też nigdy nie opuściłem, do ostatnich dni z nim byłem" - dodał. Borowczak powiedział, że wydawało się, że w ostatnim okresie były proboszcz parafii św. Brygidy czuł się lepiej, cukier się ustabilizował i wydawało się, że najgorsze już minęło.
Jednak powołując się na obecnego proboszcza parafii św. Brygidy powiedział, że ks. Jankowski źle znosił informację z końca czerwca o tym, że jego fotografia z pistoletem w ręku znajduje się na okładce najnowszej płyty punkowego zespołu Apteka. "To zdjęcie było zrobione dwa lata temu i ksiądz o nim dawno zapomniał" - podkreślił Borowczak.
Były opozycjonista powiedział PAP, że pogrzeb księdza odbędzie się prawdopodobnie w sobotę. Jego zdaniem, ks. Jankowski powinien być pochowany w bazylice św. Brygidy w Gdańsku. Podkreślił, że ostateczną decyzję w tej sprawie podejmie metropolita gdański, abp Sławoj Leszek Głódź.
Ksiądz Henryk Jankowski miał 74 lata. Od wielu lat chorował na cukrzycę. Był proboszczem parafii św. Brygidy od 1970 roku. W sierpniu 1980 r. odprawił mszę św. dla strajkujących robotników w Stoczni Gdańskiej. Od tego czasu nazywany był "kapelanem Solidarności". W latach 80. XX w. był patronem i gospodarzem wielu spotkań opozycjonistów. (PAP)
bls/ mhr/