Wnuk Adama Branickiego, ostatniego właściciela pałacu w Wilanowie, domaga się od Archiwów Państwowych zwrotu bezcennych archiwaliów przejętych po wojnie przez państwo. Archiwa chcą oddalenia pozwu. Wyrok - 7 lutego.
W czwartek Sąd Okręgowy w Warszawie zamknął trwający od 1999 r. proces w tej sprawie. Jego przedmiotem są bezcenne zbiory z pałacu w Wilanowie, w których skład wchodzą m.in. archiwa rodowe Branickich i Potockich. Są tam dokumenty nawet z XVI wieku, w tym nadania królewskie, spuścizny po wybitnych przedstawicielach rodów magnackich, dokumenty tych rodów (w dawnej Polsce nie było podziału na akta urzędowe i prywatne osób pełniących urzędy).
Wnuk Branickiego Adam Rybiński domaga się od sądu przyznania mu tytułu własności tych zbiorów, stanowiących dziś jedną trzecią zasobów Archiwum Głównego Akt Dawnych. Zostały one przejęte przez państwo po 1944 r. na mocy komunistycznego dekretu o reformie rolnej. Według powoda - bezprawnie.
W przypadku ich zwrotu przez sąd rodzina chce oddać je jako depozyt państwu, choć Rybiński nie wie, czy nadal byłyby to Archiwa Państwowe, bo - jak powiedział PAP - nie wykazują one dobrej woli w całej sprawie. "To wynik i złej woli, i braku ustawy reprywatyzacyjnej" - dodał.
Archiwa Państwowe powołują się na ustawę o archiwach, która stanowi, że wszystkie przejęte po wojnie archiwalia są - jako dziedzictwo narodowe - częścią państwowego zbioru archiwalnego. Dlatego dotychczas nikomu nie zwrócono prywatnego archiwum. Archiwa obawiają się też "rozbicia" jednolitego dziś zbioru archiwalnego oraz "efektu domina" - że taki precedens zrodziłby falę żądań zwrotu archiwaliów.
W czwartek pełnomocnik archiwów mec. Jerzy Kaczorek podkreślał w sądzie, że strona powodowa dotychczas nie sprecyzowała wartości przedmiotu sporu, który w 1999 r. określiła jako "nie mniej" niz 15 tys. zł. "Taka wartość to farsa" - dodał.
Gdy sąd zobowiązał pełnomocnika powodów do wskazania tej "ostatecznej wartości", mec. Andrzej Wąsowski dopytywał, jakiej maksymalnej kwoty pozwani nie zakwestionują. Sam powód gotów był zaakceptować "każdą wartość podaną przez pozwanych".
Gdy pozwani przyznali, że zbiór jest bezcenny, mec. Wąsowski określił wartość sporu na 100 mln zł. "To jest warte znacznie więcej, może nawet 100 mln dolarów" - zareagował na to mec. Kaczorek. "Gdybyśmy nawet powiedzieli, że to 100 mld, to też byłoby źle" - replikował mec. Wąsowski.
Mec. Kaczorek wniósł wtedy, by sąd dał mu czas na ustosunkowanie się do tej kwoty, aby ocenić, jakie ceny osiągają takie archiwalia na rynkach świata. Mec. Wąsowski zarzucił pozwanym "grę na czas". Sąd oddalił wniosek mec. Kaczorka i zamknął proces.
Sąd podkreślił, że spór o wartość przedmiotu sporu ma znaczenie tylko w kontekście pieniędzy, jakie będzie musiała zapłacić strona przegrana. Przy tej wartości, będzie to 100 tys. zł tzw. wpisu sądowego.
W oddzielnym procesie Braniccy chcą zwrotu ok. 6 tys. muzealiów o wartości szacowanej na kilkaset mln zł, zabranych po wojnie z Wilanowa przez państwo. Nie występują o zwrot samego pałacu, domagają się zaś oddania budynków majątku.
Córka Adama, Anna Branicka-Wolska na początku lat 90. założyła fundację imienia ojca. W 1991 r. mówiła PAP: "Nigdy nie występowaliśmy o zwrot Wilanowa, mimo że jest to nasz dom rodzinny. Takie obiekty jak Łańcut, Nieborów czy Wilanów muszą być w rękach państwa. Chcemy jedynie odzyskać przedmioty pamiątkowe. Gdy w styczniu 1945 r. wywieziono nas do ZSRR na trzy lata, z pałacu nie zabraliśmy niczego poza ubraniem".(PAP)
sta/ pz/ gma/