Ryzyko ekologiczne, jakie dla Bułgarii stwarza ropociąg Burgas-Aleksandrupolis, jest znacznie większe niż potencjalne korzyści dla kraju - uważa bułgarska opozycja.
W czwartek w Atenach w obecności prezydenta Rosji Władimira Putina oraz premierów Grecji i Bułgarii podpisano porozumienie o budowie wspólnego rosyjsko-bułgarsko-greckiego rurociągu, łączącego porty mórz Czarnego i Egejskiego z pominięciem terytorium Turcji.
Na konferencji prasowej europoseł Dymitar Abadżijew i szef politycznego klubu "Nowa prawica" Emil Koszłukow podkreślili, że mieszkańców Burgas i okolic niepokoi możliwy negatywny wpływ inwestycji na turystykę.
Obiecane 35 mln dolarów zysków od tranzytu i ok. 1000 miejsc pracy przy budowie nie zrekompensują ewentualnego spadku wpływów z turystyki - podkreślił Abadżijew.
W infrastrukturę turystyczną na południowym wybrzeżu w ostatnich latach zainwestowano kilka miliardów lewów. Niebezpieczeństwo rozlewu ropy czyni ten region zagrożonym ekologicznie - dodał.
Korzyści z realizacji projektu odniosą Rosja, która będzie eksportować swoją ropę, omijając cieśninę Bosfor, i Grecja, która zaangażuje swoją flotę tankowców i zbuduje rafinerię w Aleksandrupolis. Bułgarii pozostaje wyłącznie ryzyko ekologicznej katastrofy - zauważyli Abadżijew i Koszłukow.
Trasa ropociągu przebiega przez regiony chronione unijnym programem Natura 2000. Zagrożenie jest tym większe, że rury i większość urządzeń będą produkowane w Rosji, co oznacza, że nie będą one odpowiadać europejskim standardom ekologicznym.
Były wicepremier Ewgenij Bakyrdżiew dodał, że nowa rafineria w Aleksandrupolis stworzy konkurencję dla znajdującego się pod Burgas kombinatu Neftochim, zapewniającego ok. 9 proc. PKB Bułgarii.
Ewgenia Manołowa (PAP)
man/ ksaj/ ro/