Były prezydent USA Jimmy Carter, który przewodził międzynarodowym obserwatorom w czasie pierwszej tury wyborów prezydenckich w Egipcie, ocenił w sobotę, że sam proces wyborczy był zachęcający, choć członkowie misji napotkali wiele przeszkód.
"Powiedziałbym, że te wybory były zachęcające" - ocenił były prezydent. Zastrzegł, że obserwatorzy z organizacji non-profit jego imienia, Carter Center, spotkali się z "bezprecedensowymi ograniczeniami".
Dodał, że jego delegacji nie dopuszczono do liczenia głosów w regionalnych komisjach wyborczych.
"Nie mamy możliwości potwierdzić, że cały proces przebiegał odpowiednio - podkreślił Carter. - Ale nie było sygnałów wskazujących, że faworyzowany był jakiś konkretny kandydat".
Pierwsza tura wyborów prezydenckich w Egipcie, mających wyłonić następcę obalonego w lutym 2011 roku Hosniego Mubaraka, odbyła się w środę i czwartek; startowało w niej 13 kandydatów. Dogrywkę wyznaczono na 16 i 17 czerwca.
Także w sobotę współpracownicy lewicowego kandydata Hamdina Sabahiego poinformowali, że w najbliższym czasie ma on zamiar złożyć w komisji wyborczej skargę z powodu serii nieprawidłowości, które wpłynęły na wynik pierwszej tury.
Według nieoficjalnych informacji zwyciężyli w niej ostatni premier reżimu Mubaraka Ahmed Szafik oraz kandydat Bractwa Muzułmańskiego Mohamed Mursi. Egipska telewizja podawała, że Sabahi zajął trzecią lokatę.
Sabahi zamierza apelować o zawieszenie wyborów, dopóki prokurator generalny nie zweryfikuje doniesień funkcjonariusza policji, według którego MSW nielegalnie przypisało Szafikowi 900 tys. głosów. Lewicowy kandydat chce także, by z wyborami zaczekano na decyzję sądu konstytucyjnego dotyczącą legalności kandydowania Szafika w wyborach; w kwietniu komisja wyborcza na krótko go zdyskwalifikowała z wyścigu, ale potem cofnęła tę decyzję, a prawo zakazujące kandydowania w wyborach członkom reżimu Mubaraka odesłała do sądu konstytucyjnego.
Sam Szafik zapewnił w sobotę na konferencji prasowej, że zamierza uszanować zdobycze rewolucji i odciął się od epoki Mubaraka. "Zobowiązuję się przed wszystkimi Egipcjanami: zamierzamy rozpocząć nową epokę. To, co się wydarzyło, należy do przeszłości" - przekonywał 70-letni Szafik. Dodał, że nie ma powrotu do dawnego reżimu, a "Egipt się zmienił i nie chce się cofnąć".
Szafik mówił także o "chwalebnej rewolucji" w Egipcie i oświadczył, że "pozostanie wierny wezwaniu sprawiedliwości i wolności".
W piątek wieczorem Bractwo Muzułmańskie, zdelegalizowane za czasów Mubaraka, oskarżało Szafika o przynależność do starego porządku i ostrzegało, że jego wybór zagroziłby rewolucji.
Przed pierwszą turą Szafik oparł kampanię na obietnicach przywrócenia w kraju stabilności i bezpieczeństwa, zwracając się do wielu Egipcjan niezadowolonych z sytuacji gospodarczej kraju i obawiających się rosnących po obaleniu Mubaraka wpływów islamistów. Jest on mocno popierany przez społeczność koptyjską, która stanowi 10 proc. ludności 83-milionowego Egiptu. Ostatni premier Mubaraka jest natomiast niepopularny wśród młodych, którzy zainicjowali w ubiegłym roku powstanie, i którzy oskarżają go o to, że jest kandydatem rządzących obecnie wojskowych. (PAP)
ksaj/ ap/
11497117 11496458 11496709 11497333