Mansyjsk (PAP) - Położony pośród syberyjskiej tajgi Chanty-Mansyjsk to wymarzone miasto Rosji: jest bogate, bezpieczne i w dodatku pięknie położone.
To właśnie tam odbędzie się najbliższy szczyt UE-Rosja, zaplanowany na czerwiec tego roku.
Choć daleko mu do założeń renesansowych włoskich planistów, Rosjanie miasto uważają za idealne. Jego doskonałość - w ich oczach - polega na panującym tam niskim bezrobociu, niewielkiej przestępczości, dobrym stanie infrastruktury i najlepszej w całej Rosji - jak twierdzą statystyki - służbie zdrowia.
60-tysięczny Chanty-Mansyjsk, stolica Chanty-Mansyjskiego Okręgu Autonomicznego (nazywanego również Jugrą), jeszcze 50 lat temu był nic nieznaczącą mieściną Niziny Zachodniosyberyjskiej, położoną pośród bagien u ujścia Irtyszu do Obu. Dopiero odkrycie w latach 60. XX wieku ogromnych złóż ropy, głównie w okolicach innych miast regionu - Surguta, Nieftejugańska i Niżniewartowska, pociągnęło za sobą masowy napływ ludności i rozwój przemysłu.
Władze potrzebowały więc dla okręgu centrum administracyjnego. W Chanty-Mansyjsku stworzyły je niemal od podstaw.
Stojący od prawie 30 lat na czele władz lokalnych gubernator Aleksander Filipienko podkreśla, że na podległym mu terenie znajduje się około 7 proc. światowych zasobów ropy. Dlatego też miasto i region mogą sobie pozwolić na większe inwestycje w sferze społecznej i kulturalnej, niż inne ośrodki w Rosji.
"Pensje są u nas wyższe niż w większości pozostałych regionów Rosji" - mówi Filipienko. Zwraca uwagę, że w ubiegłym roku średnia miesięczna płaca wynosiła 27 tysięcy rubli, czyli ok. 1100 dolarów. To o 200 USD więcej niż średnie zarobki w Moskwie.
W porównaniu z innymi rosyjskimi miastami Chanty-Mansyjsk zaskakuje porządkiem. Brakuje tu charakterystycznego dla całej Rosji widoku milicjantów patrolujących ulice.
"Nie ma u nas elementów aspołecznych" - zaznacza wicesekretarz miejscowych władz Natalia Zapadnowa. "To miasto białych kołnierzyków. Nie mieszkają tu robotnicy, dlatego też nie mamy problemów związanych m.in. z pospolitą przestępczością" - dodaje.
Rzeczywiście, na zadbanych ulicach nie widać "zwykłych" ludzi, a miejscowe centrum koncertowe w dzień powszedni straszy pustkami. Najbliżsi robotnicy pracują na polach naftowych około 60 kilometrów dalej.
Wrażenie niezwykłości zdają się potwierdzać słowa kustoszki miejscowego muzeum etnograficznego; jej zdaniem miasto trzeba skonfrontować z okolicznymi wsiami. "Ludzie tam żyją zupełnie inaczej. Nie mają dostępu do tych wszystkich wygód" - podkreśla, zastrzegając anonimowość.
Władze jednak starają się, by nic nie popsuło wizerunku ich miasta i snują marzenia. "Są plany dywersyfikacji produkcji i odejścia od wydobycia, stanowiącego obecnie około 90 proc. całego regionalnego przemysłu" - tłumaczy gubernator Filipienko. Chciałby, aby w Jugrze powstało w przyszłości coś na kształt amerykańskiej "Doliny Krzemowej", przy jednoczesnym rozwoju turystyki.
Już teraz w mieście znajduje się siedem centrów rozrywki, w tym nowoczesny kompleks koncertowy o powierzchni 20 tys. metrów kwadratowych, gdzie zainstalowano jedyne w świecie organy z klawiaturą z kości mamuta. Mieści się tam 12 szkół wyższych, osiem muzeów i wielkie centrum sportów zimowych, w którym m.in. organizowane są mistrzostwa świata w biathlonie.
Dla Chanty-Mansyjska światowej sławy architekt Norman Foster zaprojektował budynek w kształcie kryształowej wieży. Nie wiadomo jednak, kiedy powstanie.
Nazwa miejscowości nawiązuje do rdzennych mieszkańców regionu: Chantów i Mansów. Oba ludy wywodzą się z grupy uralskiej i posługują się ginącymi już językami ugryjskimi, genetycznie najbliższymi językowi węgierskiemu. Dziś jednak - po stalinowskich deportacjach i jednoczesnym napływie siły roboczej z innych regionów Rosji po odkryciu złóż ropy - liczba Chantów i Mansów zmalała do zaledwie ok. 2 proc. całej populacji Jugry.
Michał Zabłocki (PAP)
zab/ mhr/