Najbardziej zadziwia duża różnica między wynikiem Bloku Julii Tymoszenko a Naszej Ukrainy prezydenta Wiktora Juszczenki - uważa dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich Jacek Cichocki, komentując wstępne wyniki niedzielnych wyborów parlamentarnych na Ukrainie.
Wg sondażu, przeprowadzonego przed lokalami wyborczymi (exit polls), Partia Regionów wygrała niedzielne wybory parlamentarne na Ukrainie, zdobywając 33,28 proc. poparcia. Drugie miejsce z 22,72 proc. poparcia zajął Blok Julii Tymoszenko. Proprezydencka Nasza Ukraina zdobyła 13,53 proc. głosów.
"Obie te ostatnie partie walczyły o ten sam elektorat - tzn. popierający koalicję pomarańczową. W sondażach te różnice nie były aż tak wyraźne. Jeżeli taka przewaga utrzymałaby się to znaczy, że Blok Tymoszenko przyciągnął znacząco większą ilość tego elektoratu" - ocenił Cichocki.
Eksperta nie zaskakuje natomiast wynik Partii Regionów. "To przepowiadały sondaże. Wynika to z tego, że jej elektorat się nie podzielił, a wręcz przeciwnie Partia Regionów wchłonęła inne małe partie" - wyjaśniał Cichocki.
"Na podstawie tych wyników trudno powiedzieć coś o kształcie przyszłego rządu, można tylko spekulować" - podkreślił Cichocki.
"Analizując deklaracje ukraińskich polityków z ostatnich dni wiele wskazuje na to, że na początku podjęte zostaną próby stworzenia pomarańczowej koalicji. Według tych wyników widać, że ewentualna koalicja składałaby się z czterech partii - Bloku Julii Tymoszenko, Naszej Ukrainy, SPU, i Bloku Łytwyna, jeżeli przekroczy próg wyborczy. Taką koalicję trudno stworzyć. Wtedy Nasza Ukraina mogłaby spróbować stworzyć rząd z Partią Regionów" - spekulował ekspert.
"Julia Tymoszenko to polityk grającym na długi dystans i na pewno myśli o tym co wydarzy się za cztery lata, gdy odbędą się wybory prezydenckie. Niewiadomo na ile będzie ona zdecydowana brać całą odpowiedzialność w swoje ręce, bo wiadomo, że przed rządem stoją bardzo trudne reformy co odbiłoby się na wizerunku rządzących" - ocenił ekspert.
Cichocki zwrócił też uwagę na kłopoty formalne, które pojawiły się w czasie wyborów. Ukraińcy wybierali jednocześnie swoich przedstawicieli do Rady Najwyższej i do władz samorządowych.
"Ludzie dostawali po kilka kart. Żeby je otrzymać stali po kilka godzin. Niektórzy się zniechęcali, niektórzy nie znajdowali nazwisk. Wielu Ukraińców zapamięta te wybory jako dzień kiedy zetknęli się z demokracją w ogromnej dawce" - stwierdził Cichocki.(PAP)
och/ tot/