Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz przebywający z oficjalną wizytą na terytoriach palestyńskich i w Izraelu wywołał burzę swoim przemówieniem w izraelskim Knesecie, podnosząc kwestię dostępu Palestyńczyków do wody.
"Młody Palestyńczyk zapytał mnie, czemu Izraelczyk może zużywać 70 litrów wody, a Palestyńczyk tylko 17. Nie sprawdziłem tych danych. Pytam was, czy są poprawne" - mówił Schulz w Knesecie. Ta wypowiedź i jego komentarz dotyczący izraelskiej blokady Strefy Gazy zbulwersował polityków nacjonalistycznej partii Żydowski Dom, którzy wyszli z sali obrad w proteście, krzycząc "Palestyńczycy to kłamcy" i "Wstyd!"
Kwestia dostępu do wody jest wyjątkowo aktualna, bo Izrael i palestyńskie terytoria okupowane doświadczają właśnie najsuchszej od 70 lat zimy. Mimo to, teoretycznie wody jest pod dostatkiem.
Pod palestyńskimi i izraelskimi terytoriami leżą dwa duże podziemne zbiorniki słodkiej wody - górski i nadbrzeżny; a wzdłuż wschodniej granicy Izraela i Zachodniego Brzegu z Jordanią płynie rzeka Jordan.
Większość górskiego zbiornika znajduje się pod Zachodnim Brzegiem, ale jego wody spływają na terytorium Izraela. Obawą o to, że do Izraela spłynie mniej wody niż powinno, izraelskie władze tłumaczą obowiązujący Palestyńczyków zakaz wiercenia nowych studni, czy nawet remontowania większości już istniejących.
Wg raportu palestyńskiej organizacji Al-Haq, Izrael wypompowuje z górskiego zbiornika 89 proc. wody, więcej niż zostało to ustalone w porozumieniach z Oslo. Pozostałe 11 proc. przypadło Palestyńczykom.
Izrael właściwie rozwiązał problem braku wody, donosiły media w styczniu, gdy rząd izraelski zdecydował, że odsalarnie wody w tym roku zmniejszą wydajność o 30 proc., bo dwie poprzednie deszczowe zimy zapewniły wystarczający zapas wody.
W czerwcu tego roku, gdy ruszy już szósta odsalarnia, Izrael będzie mógł wyprodukować rocznie 600 mln metrów sześciennych słodkiej wody. Rząd Izraela rozważa obecnie podwojenie, do 40 mln metrów sześciennych, ilości wody sprzedawanej do Jordanii.
Mimo to, w niektórych częściach Zachodniego Brzegu Palestyńczycy mają wielkie trudności z dostępem do wody. Pełna kontrastów jest sytuacja w Dolinie Jordanu, biegnącej wzdłuż wschodniej granicy Zachodniego Brzegu, zamieszkanej przez 65 tys. Palestyńczyków i niecałe 10 tys. izraelskich osadników, których obecność na palestyńskich terytoriach okupowanych przez Izrael jest uważana za niezgodną z prawem międzynarodowym.
Największy palestyński strumień Al-Auża, choć nie tak wartko jak kiedyś, wciąż przepływa obok dwóch beduińskich społeczności w Dolinie Jordanu, na obrzeżach wioski zwanej również Al-Aużą. Mieszkający tam Beduini nie mają jednak dostępu do bieżącej wody. Średnie dzienne zużycie wody na jednego mieszkańca wynosi tam 32 litry (dane FAO z 201 roku). Zalecane przez Światową Organizację Zdrowia dzienne minimum to 100 litrów wody na osobę. Lokalni mieszkańcy twierdzą, że wojsko zabroniło im nawet poić owce i kozy w strumieniu.
Kilkanaście beduińskich społeczności w Dolinie Jordanu jest zmuszonych kupować wodę w zbiornikach i dodatkowo pokrywać koszty jej transportu; rodziny wydają na wodę połowę miesięcznych dochodów. Tak kupowana jest prawie sześć razy droższa niż ta z wodociągów.
Przeciętna palestyńska rodzina na Zachodnim Brzegu wydaje miesięcznie na wodę 282 szekle (245 złotych), co stanowi 8 procent ich budżetu; przeciętna izraelska rodzina mieszkająca w osiedlu na Zachodnim Brzegu - 105 szekli (91 złotych), mniej niż jeden procent ich miesięcznych wydatków - wynika z danych Banku Światowego.
"Mimo większych wydatków, Palestyńczycy na domowe potrzeby zużywają średnio cztery - pięć razy mniej wody niż Izraelczycy" - twierdzi Elisabeth Koek z Al-Haq w rozmowie z PAP. Osadnicy w Dolinie Jordanu i północnym regionie Morza Martwego mają dziennie dostęp do 1312 litrów wody na użytek domowy i rolniczy, 18 razy więcej niż przeciętny Palestyńczyk na Zachodnim Brzegu - wynika z raportu pozarządowej izraelskiej organizacji obrońców praw człowieka B'tselem.
Khaled Mukarkar jest jednym z nielicznych rolników wciąż uprawiających ziemię w wiosce Al-Auża, w której kiedyś wody wystarczyło, by uprawiać wymagające intensywnej irygacji banany. Dziś nikt bananów nie uprawia, ponad 60 proc. mieszkańców Auży pracuje w izraelskich osiedlach, a tylko 25 proc. w rolnictwie.
"Z ponad 2500 ha pól uprawnych większość leży odłogiem, bo nie wystarcza wody dla rolnictwa" - tłumaczy PAP przedstawicielka rady wsi Sahar Arinat.
Mukarkar wtrąca do rozmowy, że we wsi jest 21 studni artezyjskich, jeszcze z czasów rządów jordańskich, sprzed 1967 roku. "Tylko siedem z nich dzisiaj działa, bo pozostałych nie możemy naprawić bez izraelskich pozwoleń, a zdobycie tych pozwoleń graniczy z cudem" - mówi PAP rolnik.
Dodaje, że swojej studni nie może ani wyremontować ani pogłębić. "Jeśli zostałbym przyłapany na remoncie bez pozwolenia, izraelska armia mogłaby studnię zacementować, jak to się zdarzało innym zdesperowanym rolnikom" - podkreśla.
Mukarkar mówi, że sen z powiek spędza mu myśl o tym, skąd ma wziąć wodę, żeby podlać swoje uprawy. Tegoroczna zima jest szczególnie sucha w Dolinie Jordanu, gdzie w styczniu nie spadła ani kropla deszczu - wynika z danych Izraelskiego Instytutu Meteorologicznego. "Od 60 dni nie padało i jeśli tak dalej pójdzie, strumień Auża kompletnie wyschnie" - twierdzi Mukarkar, przyglądając się leniwie płynącej wodzie.
Przy strumieniu Auża izraelska firma wodna Mekorot zainstalowała pompę; pompy i studnie Mekorotu są przede wszystkim odpowiedzialne za wysychanie strumieni w dolinie - tłumaczy Arinat i lokalni rolnicy.
Z Doliny Jordanu Ala Qandil (PAP)
aqa/ az/ ala/