Były wiceszef Kancelarii Prezydenta Robert Draba zeznał przed hazardową komisją śledczą, że w 2006 r. spotkał się z ówczesnym prezesem Totalizatora Sportowego Jackiem Kalidą w sprawie ustawy hazardowej. Zaznaczył, że nie lobbował na rzecz Totalizatora.
Podczas czwartkowych zeznań przed komisją badającą tzw. aferę hazardową Draba zaznaczył, że spotkał się z Kalidą tylko raz i spotkanie dotyczyło wyłącznie ustawy hazardowej. Dodał, że przed spotkaniem nie znał Kalidy.
Draba poinformował, że Kalida kilkakrotnie telefonował do jego sekretariatu, prosząc o umówienie spotkania. Jak powiedział, w końcu zgodził się spotkać z prezesem TS. Dodał, że nie przygotowywał się do tego spotkania, ponieważ nie wiedział, co będzie jego przedmiotem.
Jak relacjonował Draba, Kalida "przyszedł do kancelarii i przedstawił taką propozycję, żeby prezydent zechciał zająć się nowelizację ustawy hazardowej". Dodał, że Kalida pytał go, czy "prezydent nie zechciałby zająć się inicjatywą ustawodawczą, czy nie zechciałby wnieść takiej ustawy". "To było tematem spotkania" - powiedział.
Jak mówił, zdaniem Kalidy prace nad zmianami w ustawie hazardowej prowadzone wówczas w resorcie finansów szły w nieodpowiednim kierunku.
Relacjonował, że Kalida w czasie spotkania nie skarżył się na przewlekłość prac nad ustawą. "Prezes Kalida powiedział, że ustawa, która jest przygotowywana przez Ministerstwo Finansów, jest ustawą, która w jego rozumieniu nie jest ustawą najlepszą. W związku z tym on uważa, że można byłoby to zrobić w sposób lepszy dla skarbu państwa - zwiększyć dochody skarbu państwa. W związku z tym TS ma jakiś swój pomysł na tę ustawę" - mówił Draba.
Zaznaczył, że nie wchodził w szczegóły propozycji TS. Jak zeznał, odpowiedział Kalidzie, że nie widzi możliwości, by Kancelaria Prezydenta zajęła się ustawą hazardową. Dodał, że tłumaczył Kalidzie, że kancelaria nie byłaby w stanie ocenić konsekwencji dla skarbu państwa wejścia w życie zmian w ustawie hazardowej.
"Uważam, że ustawa hazardowa nie jest ustawą prezydencką w takim ogólnym sensie. Prezydent w tej sprawie interweniować nie powinien dlatego, że nie ma zaplecza" - ocenił. Jak zaznaczył, w sprawie ustawy, która ma skutki dla skarbu państwa, potrzeba odpowiedniego zaplecza eksperckiego, a takie miało MF.
Draba zeznał, że nie informował swoich przełożonych (np. szefa Kancelarii Prezydenta) o spotkaniu z Kalidą, ponieważ uznał, że jest ono nieistotne.
Jak mówił, w sprawie pojawiających się w Kancelarii Prezydenta wniosków o inicjatywę ustawodawczą kontaktował się z Lechem Kaczyńskim bezpośrednio. Zaznaczył jednak, że w sprawie inicjatywy TS i spotkania z Kalidą nie rozmawiał z prezydentem. Jak dodał, gdyby to zrobił, prezydent mógłby stwierdzić, że on nie ma kwalifikacji do pełnienia swojego urzędu.
Relacjonował, że później - po spotkaniu z Kalidą - Totalizator Sportowy przysłał do niego uwagi dotyczące przygotowywanego wówczas w Ministerstwie Finansów projektu nowelizacji ustawy o grach i zakładach wzajemnych.
Według materiału przekazanego śledczym z Kancelarii Premiera, Draba w styczniu 2007 r. - będąc wówczas wiceszefem Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego - skierował do ówczesnej szefowej resortu finansów Zyty Gilowskiej prośbę o ustosunkowanie się do tych uwag. Z kolei w marcu 2007 r. - zgodnie z materiałem dla komisji śledczej - Draba przekazywał jeszcze Gilowskiej przygotowane w Totalizatorze materiały prawne, finansowe i analityczne dotyczące projektowanych zmian w ustawie hazardowej z prośbą o ich ocenę i ewentualne wykorzystanie przez MF.
Draba wyjaśniał w czwartek, że jedynie przesyłał do Ministerstwa Finansów korespondencję dotyczącą projektu zmian w ustawie hazardowej, która trafiła do Kancelarii Prezydenta z Totalizatora. Draba zeznał, że nie wie, kto był autorem opracowań przekazanych mu przez Totalizator. Podkreślił, że kancelaria nie weryfikowała treści tych dokumentów.
Jak zaznaczył, w jego pismach, które towarzyszyły przesyłanej korespondencji, nie było "żadnego stwierdzenia ocennego ani żadnej prośby o to, żeby minister finansów uwzględnił stanowisko Totalizatora Sportowego". Podkreślił, że nie rekomendował żadnych rozwiązań, które były zawarte w dokumentach TS.
Były wiceszef Kancelarii Prezydenta zaznaczył, że była to standardowa korespondencja, której celem było przesłanie pism wpływających do kancelarii. Jak powiedział, w archiwum tego urzędu znajduje się wiele podobnych dokumentów.
Tłumaczył, że on po prostu uznał, iż najlepiej przekazać pisma z TS do odpowiedniego organu, jakim było Ministerstwo Finansów. Jak ocenił, gdyby pozostawił taką korespondencję, jak ta z TS, bez odpowiedzi, mógłby się narazić na zarzut naruszenia prawa polegającego na niedopełnieniu obowiązków.
Zaznaczył, że nie widział niczego dziwnego w korespondencji z TS, ponieważ - jak zwrócił uwagę - ze względu na to, iż prezydent ma inicjatywę ustawodawczą, wiele osób, instytucji i firm zgłasza się do niego oficjalną drogą, "prosząc o to, by zechciał ich wnioski uwzględnić".
Tłumaczył, że nie uznawał pism z TS za nielegalny lobbing. Jak mówił, zakładał, że spółce skarbu państwa wolno mieć inny pogląd na sprawę nowelizacji ustawy hazardowej niż ten, który prezentował resort finansów.
"Totalizator pisał oficjalnie do mnie, ja te pisma przesyłałem (...), nie były to pisma w imieniu kancelarii, informowałem panią premier Gilowską o tym, że Totalizator Sportowy ma inne zdanie i o tym mnie informuje" - mówił były wiceszef kancelarii Lecha Kaczyńskiego.
Draba zaznaczył, że poza skierowaniem do minister finansów Zyty Gilowskiej pism w sprawie korespondencji z TS nie podejmował żadnych działań w sprawie ustawy hazardowej. Powiedział, że skierował je do Ministerstwa Finansów, ponieważ to ten resort kierował pracami nad ustawą. Dopytywany, dlaczego nie poinformował o sprawie także Ministerstwa Skarbu Państwa odparł, że nie wiedział, że także ten resort uczestnicy w pracach nad ustawą. Dowiedział się o tym dopiero z odpowiedzi z MF.
Według jego relacji, Ministerstwo Finansów udzieliło kancelarii ogólnej odpowiedzi, w której poinformowało, że toczą się prace nad ustawą, stanowisko TS jest znane i będzie uwzględniane lub nie w zależności od tego jak potoczą się prace nad projektem. Draba dodał, że po otrzymaniu odpowiedzi z MF także nie informował o tym prezydenta.
Pytany dlaczego w swoich pismach do resortu finansów pisał "proszę o poinformowanie prezydenta", odparł, że kancelaria pracuje dla głowy państwa i takiego zwrotu używa się zwyczajowo.
Draba był też pytany o spotkanie prezydenta Lecha Kaczyńskiego z prof. Józefem Blassem w USA. Nie potrafił jednak jednoznacznie określić, podczas którego wyjazdu prezydenta do Stanów Zjednoczonych doszło do spotkania z profesorem.
"Puls Biznesu" napisał w lutym 2007 r., że Józef Blass to "tajemniczy konsultant", któremu firma GTech - za zdobycie wartego 300 mln dolarów 10-letniego kontraktu z Totalizatorem Sportowym na obsługę on-line sieci lottomatów - zapłaciła 20 mln USD.
"Byłem obecny u pana prezydenta, omawiałem jakieś kwestie, które dotyczyły moich obowiązków i na spotkanie, do sali, w której byliśmy z prezydentem, przyszedł pan prof. Blass - o ile sobie dobrze przypominam - w towarzystwie prof. Michała Kleibera i minister Ewy Junczyk-Ziomeckiej" - relacjonował Draba. Jak dodał, była to najprawdopodobniej sala konferencyjna hotelu, gdzie zatrzymała się polska delegacja.
Jak mówił, niedługo po rozpoczęciu spotkania on wyszedł z sali, dlatego z prof. Blassem przywitał się "niemalże w drzwiach".
Dodał, że o ile pamięta, profesora przedstawiła mu Junczyk-Ziomecka. Zeznał, że nigdy nie rozmawiał z prezydentem ani z żadnym z uczestników tego spotkania o jego temacie. Nie potrafił też powiedzieć, czy spotkanie z prof. Blassem było zaplanowane, czy też było spotkaniem pozaprotokolarnym. Nie wiedział również, w jakim celu się odbyło. Jak zaznaczył, to nie on odpowiadał za ułożenie programu wyjazdu. (PAP)
mzk/ stk/ ura/ gma/