Pobieranie i zapładnianie wielu komórek, diagnostyka preimplantacyjna, ścisły nadzór nad ośrodkami zajmującymi się leczeniem niepłodności - te zapisy zdaniem ekspertów powinny znaleźć się w ustawie o in vitro. Restrykcyjna ustawa nie tylko zmniejszy skuteczność leczenia niepłodności, ale także zwiększy jego koszty - przekonywali uczestnicy konferencji na temat in vitro, która odbyła się w czwartek w Warszawie.
Konferencję "Regulacje prawne in vitro w Polsce w świetle włoskich doświadczeń" zorganizowały Stowarzyszenie na Rzecz Leczenie Niepłodności i Wspierania Adopcji "Nasz Bocian", Sekcja Płodności i Niepłodności Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego oraz Polskie Towarzystwo Medycyny Rozrodu. Prof. Emanuela Turillazzi z Uniwersytetu Medycznego w Foggi we Włoszech przedstawiła skutki restrykcyjnej ustawy regulującej kwestie dotyczące in vitro, która od 2004 r. obowiązuje we Włoszech.
Ustawa wprowadziła długą i szczegółową listę ograniczeń: przeprowadzenie in vitro jest dozwolone jedynie w celu rozwiązania problemów rozrodczych powstałych wskutek bezpłodności lub niepłodności, dostęp do technik rozrodu wspomaganego mają tylko dla osoby w wieku rozrodczym, przeciwnych płci, małżeństwa lub konkubinaty, nie można przeprowadzać in vitro po śmierci z jednego rodziców, zakazany jest jakikolwiek udział osób trzecich (dawstwo komórek). Ma to olbrzymie znaczenie, ponieważ - jak podkreśliła prof. Turillazzi - we Włoszech około 20 proc. par, które chcą skorzystać z technik rozrodu wspomaganego, ma szansę na prokreację jedynie przy użyciu gamet pochodzących od dawcy.
Ustawa wyklucza także stosowanie in vitro przez pary homoseksualne, osoby samotne, kobiety po menopauzie. Z procedury nie mogą korzystać także pary dotknięte chorobą genetyczną lub zakaźną (w 2007 r. udostępniono stosowanie metod wspomaganego rozrodu w przypadku par, w których mężczyzna jest nosicielem choroby wirusowej przenoszonej drogą płciową, zwłaszcza wirusa HIV, wirusa zapalenia wątroby typu B i C).
"Ekstremalnie restrykcyjne prawo włoskie zmusza niepłodne pary do leczenia w innych krajach. Powoduje to upowszechnienie się zjawiska +turystyki reprodukcyjnej+. Z kolei uzależnienie leczenia niepłodności od możliwości finansowych, pozwalających na podjecie leczenia za granicą, w istotny sposób narusza konstytucyjne prawo gwarantujące równy dostęp do ochrony zdrowia" - mówiła prof. Turillazzi.
W myśl obowiązującej we Włoszech ustawy można utworzyć maksymalnie trzy zarodki, które muszą być wszczepione łącznie w jednym pojedynczym cyklu. Implantacja może być opóźniona, jeżeli stan zdrowia kobiety mógłby zmniejszyć skuteczność procesu zapłodnienia, w takiej sytuacji embriony wyjątkowo mogą być mrożone. Ustawa zakazuje także stosowania diagnostyki preimplantacyjnej co - jak podkreśliła prof. Turillazzi - prowadzi do paradoksalnej sytuacji, ponieważ we Włoszech dozwolona jest aborcja z powodu poważnych wad płodu, więc kobieta zmuszona jest przyjąć embrion, który może być uszkodzony, ale potem ma prawo usunąć ciążę.
Dodała, że niektóre zapisy ustawy zostały zakwestionowane przez Sąd Konstytucyjny, ustawa jest też systemicznie podważana przez wyroki sądów, do których odwołują się konkretne pary.
Według oficjalnych danych włoskiego Ministerstwa Zdrowia z 2007 r., nowa regulacja spowodowała spadek skuteczności in vitro (z 24,8 proc. do 21,2 proc.), wzrost ciąż mnogich (z 22,7 proc. do 24,3 proc.), zwiększenie przypadków patologicznych - samoistnych poronień, obumarć płodu wewnątrz macicy, ciąż ekotopowych (z 23,4 proc. do 26,4 proc.), upowszechnienie zjawiska "turystyki reprodukcyjnej" (32 proc. par włoskich), wzrost odsetka ciąż trojaczych (do 2,7 proc. przy średniej europejskiej 1,1 proc.).
Zdaniem przewodniczącego Sekcji Płodności i Niepłodności PTG prof. Waldemara Kuczyńskiego ustawę regulującą procedury wspomaganego rozrodu powinny charakteryzować liberalizm i pragmatyka. Dozwolone muszą być pobieranie i zapładnianie wielu komórek, diagnostyka preimplantacyjna, ścisły nadzór nad ośrodkami zajmującymi się leczeniem niepłodności. To, zdaniem prof. Kuczyńskiego, otwierać może drogę do refundacji.
Z przeprowadzonej przez niego symulacji kosztów wynika, że przeprowadzanie in vitro wg ustawy restrykcyjnej kosztowałoby ok. 60 tys. zł, natomiast wg. ustawy pragmatycznej - 40 tys. zł, co oznacza, że model restrykcyjny w skali roku byłby o ok. 50 mln zł droższy. Biorąc pod uwagę, że model restrykcyjny przyczyniłby się również do zwiększenia liczby ciąż mnogich i powikłań, oznacza to dodatkowe 190 mln zł rocznie.
"W innych krajach podejście liberalne przy tworzeniu prawa reprodukcyjnego nacechowane pragmatyzmem i troską o drugiego człowieka, okazało się pozytywne w skutkach przez ograniczenie liczby ciąż mnogich, zwiększenie skuteczności, poprawę wskaźników demograficznych, zmniejszenie indywidualnych kosztów leczenia i nakładów systemowych" - przekonywał prof. Kuczyński.
Obecnie w Sejmie na rozpatrzenie czeka pięć projektów dotyczących in vitro. Dwa z nich są restrykcyjne: projekt Bolesława Piechy (PiS) zakazuje w ogóle stosowania tej procedury, projekt Jarosława Gowina (PO) wprowadza wiele ograniczeń. Bardziej liberalny jest projekt Małgorzaty Kidawy-Błońskiej (PO), który dopuszcza m.in. możliwość tworzenia zarodków nadliczbowych, ich mrożenie i selekcję przed implantacją do organizmu kobiety. W podobnym kierunku idzie tzw. projekt społeczny opracowany m.in. przez członków zespołu bioetycznego, który działał przy kancelarii premiera pod kierunkiem Gowina, a których założenia nie zostały wówczas uwzględnione. Z kolei projekt b. posłanki, obecnie eurodeputowanej Joanny Senyszyn (SLD), przewiduje refundację zabiegów zapłodnienia metodą in vitro. W zeszłym tygodniu Sejm odrzucił obywatelski projekt zakazujący stosowania tej metody i przewidujący kary dla osób przeprowadzających zabiegi in vitro.(PAP)
akw/ bno/ gma/