Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

Ekspertka: UE powinna zawiesić prawo głosu Rumunii w Radzie UE

0
Podziel się:

UE powinna zawiesić prawo głosu w Radzie UE tych krajów, które łamią
wartości europejskie; powinno to dotyczyć Rumunii, Węgier i ewentualnie Bułgarii - pisze Judy
Dempsey, ekspertka think tanku Carnegie Europe w analizie na stronie internetowej ośrodka.

UE powinna zawiesić prawo głosu w Radzie UE tych krajów, które łamią wartości europejskie; powinno to dotyczyć Rumunii, Węgier i ewentualnie Bułgarii - pisze Judy Dempsey, ekspertka think tanku Carnegie Europe w analizie na stronie internetowej ośrodka.

Ekspertka brukselskiej filii Carnegie Endowment for International Peace komentuje w ten sposób ostatnie wydarzenia w Rumunii. Tamtejszy rząd premiera Victora Ponty w szybkim tempie przyjął dekrety ograniczające kompetencje Trybunału Konstytucyjnego, wymienił szefów obu izb parlamentu, a także rzecznika praw obywatelskich. Komisja Europejska żąda od Ponty wycofania się z kontrowersyjnych decyzji.

Dempsey nazywa Rumunię "krajem o szczególnie słabej kulturze politycznej" i zarzuca Poncie "cyniczne próby zmonopolizowania władzy". Bułgaria - dodaje - "zależnie od punktu widzenia może być oceniana nieco lepiej, ale i tu korupcja, łapówki i gangi są wszechobecne".

Dempsey zarzuca również Węgrom tak samo złą, jak w Rumunii i Bułgarii, "nadzwyczaj słabą" przejrzystość. Ekspertka pisze, że węgierski premier Viktor Orban dąży do "ustanowienia państwa Fideszu (konserwatywna partia Orbana) złożonego z lojalnych oligarchów, dziennikarzy, sędziów i służb bezpieczeństwa".

"To, co dzieje się w tych krajach, jest zawstydzające, zarówno dla ich obywateli, jak i dla całej UE. W końcu cały sens rozszerzenia UE miał polegać na eksportowaniu i wzmacnianiu demokracji w tych krajach" - pisze Dempsey.

Jej zdaniem UE forsowała rozszerzenie na państwa byłego bloku komunistycznego w 2004 i 2007 roku wierząc, że perspektywa akcesji skłoni je do reform. "W niektórych przypadkach ta strategia zadziałała, jak w Polsce i Estonii. (...) Ale jest prawdą, że kiedy kraj dołączy do UE, Bruksela traci w znacznym stopniu swoje narzędzie nacisku na podtrzymywanie przez kraj impetu reform" - zauważa Dempsey.

"UE teraz grozi Poncie konsekwencjami finansowymi" - pisze ekspertka (KE na razie nie zagroziła oficjalnie sankcjami finansowymi Rumunii - PAP). I ocenia, że "same pieniądze nie rozwiążą problemu, a cofnięcie grantów UE nie sprawi, że kraje będą mniej skorumpowane czy ich kultura polityczna się zmieni".

"Jeśli UE chce utrzymać się jako bastion demokracji, rządów prawa i praw człowieka, powinna przyjąć o wiele ostrzejszą postawę wobec krajów członkowskich, które lekceważą jej reguły. Powinna zawiesić ich prawo głosu" - postuluje Dempsey. Dodaje, że tego narzędzia wpływu UE powinna użyć wobec Rumunii, Węgier "i może nawet Bułgarii".

Chodzi o uruchomienie procedury z art. 7 traktatu UE, co jest możliwe wobec kraju, który łamie prawa podstawowe U; w ostateczności krajowi grozi utrata głosu w Radzie UE, jeśli nie wykaże poprawy. Potrzebna jest do tego jednomyślność wszystkich państw. Procedury tej nigdy jeszcze nie zastosowano.

"Użycie artykułu 7 w odpowiedni i roztropny sposób może nie być łatwe, bo większość rządów będzie się wahała przed zmawianiem się przeciw innym. Jest to jednak konieczne, jeśli unijna strategia rozszerzenia ma okazać się w długiej perspektywie sukcesem" - uważa Dempsey.

Pisze ona, że kiedy Rumunia i Bułgaria dołączyły do UE w 2007 roku, "wszystkie państwa członkowskie wiedziały, że żaden z tych krajów nie jest gotowy" do akcesji. "Niemniej otrzymały one członkostwo. A po tym początkowym błędzie na domiar złego UE nie wypracowała żadnych działających zabezpieczeń, by poradzić sobie z krajami, które nie przestrzegają rządów prawa po przyjęciu (do UE). Za te błędy UE płaci teraz wysoką cenę" - uważa Dempsey.

Z Brukseli Anna Wróbel (PAP)

icz/ awl/ kar/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)