Nowa strategia iracka, ogłoszona w nocy ze środy na czwartek przez prezydenta USA George'a W. Busha, spotkała się z chłodnym przyjęciem w Europie. Wielu europejskich komentatorów nie wierzy w jej powodzenie.
Natomiast sojusznicy Ameryki w Azji i Australii poparli plan Busha, zgodnie z którym liczba żołnierzy USA w Iraku zostanie zwiększona o 20 tysięcy.
Minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Margaret Beckett oświadczyła, że zwiększenie sił w Iraku ukazuje determinację rządów w Waszyngtonie i Bagdadzie, by zaradzić pogorszeniu poziomu bezpieczeństwa. Jednocześnie szefowa brytyjskiej dyplomacji zdystansowała się od stanowiska Amerykanów.
"Nie mamy zamiaru wysyłać większej liczby żołnierzy" - powiedziała Beckett. Dodała, że Wielka Brytania nadal będzie "stopniowo" dążyła do przekazania odpowiedzialności za bezpieczeństwo w Basrze, na irackim południu, władzom w Bagdadzie. W Basrze i okolicach stacjonuje ok. 7 tysięcy żołnierzy brytyjskich.
Londyński dziennik "Daily Telegraph" napisał w czwartek, że w maju z południa Iraku zostanie wycofanych 3 tysiące żołnierzy, co pokrywałoby się ze wcześniejszymi zapowiedziami brytyjskich urzędników na temat strategii irackiej.
Natomiast "The Guardian", pisząc o planie Busha, nazwał go "ostatnim rzutem kośćmi". Główny artykuł gazety na ten temat, zatytułowany "Sprzeciw i rozczarowanie", opisał nową strategię Busha jako "chybione przedsięwzięcie, które prowadzi jego kraj, ten kraj (Irak) i cały Bliski Wschód do koszmaru".
Brytyjska reakcja, choć dość chłodna, okazała się najbardziej pozytywna w Europie.
Wyższy przedstawiciel ministerstwa obrony w Moskwie Władimir Szamanow powiedział, że dodatkowa liczba żołnierzy USA "nie będzie w stanie radykalnie zmienić sytuacji, aby zagwarantować pokój i bezpieczeństwo" Irakowi. Zdaniem Szamanowa, cytowanego przez agencję ITAR-TASS, najsłabszym punktem amerykańskiej strategii jest wysłanie większości uzupełniających sił do Bagdadu.
"Bez silnej władzy w prowincjach nie będzie możliwe ustanowienie prawa i porządku w kraju" - podkreślił.
Minister spraw zagranicznych Szwecji Carl Bildt ocenił, że w przemówieniu Busha brakowało nowych koncepcji politycznych.
"George W. Bush żyje we własnym świecie - skomentował wystąpienie amerykańskiego prezydenta przywódca duńskiej opozycji socjaldemokratycznej Helle Thorning-Schmidt. - Mamy do czynienia z upartym prezydentem, który trwa przy niepewnej strategii".
Szef MSZ Francji Philippe Douste-Blazy oświadczył, że do rozwiązania kwestii irackiej potrzebne są środki wykraczające poza zwiększenie przez Busha liczby wojsk. Jego zdaniem konieczny jest "udział wszystkich sił obywatelskich, politycznych i religijnych w życiu irackiego społeczeństwa".
"To poprzez zrozumiałe podejście, poprzez strategię polityczną Irak i cały region odzyskają stabilność" - tłumaczył szef francuskiej dyplomacji.
Zdaniem francuskiego generała w stanie spoczynku, dowódcy pierwszego kontyngentu oenzetowskich sił stabilizacyjnych w Libanie Jeana Salvana, prezydent USA przygotowuje siły do wycofania się z Iraku. "To, co Bush wydaje się robić, to honorowe wyjście z Iraku, bez pozostawienia po sobie katastrofalnych obrazów, takich jak wtedy, gdy Amerykanie opuszczali Sajgon".
Turecka gazeta prorządowa "Yeni Safak" zatytułowała swój czwartkowy artykuł na temat strategii Busha: "Nowy plan: więcej krwi zostanie przelane".
Tymczasem Korea Południowa, Japonia i Australia obiecały dalsze wsparcie dla amerykańskich działań.
"Jeśli Ameryka wycofa się z Iraku, będzie to miało ogromne konsekwencje dla równowagi na Bliskim Wschodzie, a jednocześnie stanie się wielkim bodźcem dla terroryzmu w naszej części świata" - powiedział australijski premier John Howard. Plan Busha uznał za "bardzo jasny, spokojny i przede wszystkim realistyczny".
Podobne stanowisko wyraził szef dyplomacji Japonii Taro Aso, podkreślając, że jego kraj nadal będzie udzielał pomocy humanitarnej i pożyczek niezbędnych do odbudowy Iraku. (PAP)
zab/ mc/
4173 arch. int.