Projekt nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie budzi wiele obaw, ale kierunek zmian jest słuszny; dużo zależy od tego, jak będą stosowane te regulacje - uważa dyrektor Fundacji Dzieci Niczyje Monika Sajkowska.
Nad projektem nowelizacji ustawy o zapobieganiu przemocy w rodzinie Sejm pracuje od blisko roku. Na czwartek zaplanowano drugie czytanie. Projekt zaostrza przepisy wobec sprawców przemocy. Ma umożliwić jak najszybszą izolację sprawcy przemocy od ofiar, np. przez nakaz opuszczenia wspólnie zajmowanego mieszkania. Wprowadza też możliwość zabrania przez pracownika socjalnego dziecka z domu na 24 godz. w sytuacjach, gdy zagrożone jest jego życie lub zdrowie. W projekcie jest także zakaz stosowania kar cielesnych wobec dzieci.
W projekcie zapisano również szereg działań z zakresu profilaktyki. Na gminy nałożono obowiązek prowadzenia poradnictwa i interwencji w związku z przemocą w rodzinie, a także tworzenie zespołów interdyscyplinarnych zajmujących się tym problemem. W skład takich zespołów mieliby wchodzić: przedstawiciele jednostek pomocy społecznej, gminnej komisji rozwiązywania problemów alkoholowych, policji, kuratora, oświaty, ochrony zdrowia oraz organizacji pozarządowych.
Projekt budzi liczne kontrowersje. Jego przeciwnicy obawiają się, że po wejściu ustawy w życie nie będą mogli wychowywać dzieci w zgodzie z własnymi przekonaniami, ich zdaniem ustawa daje też pole do licznych nadużyć.
W rozmowie z PAP Sajkowska przekonywała, że wiele rozwiązań, które wprowadzić ma ustawa, sprawdziło się w innych krajach, m.in. zakaz bicia dzieci. "Tam też były obawy, czy zapis ten nie będzie nadużywany. Ale się nie sprawdziły. Już 20 państw w Europie zakazało bicia dzieci i nie spowodowało to, że nagle zmienił się sposób wychowywania" - podkreśliła.
Dodała, że zakaz naruszania nietykalności cielesnej jest zapisany w polskim prawie i dotyczy każdego. "Intencją tego zapisu jest komunikat, że dziecko też jest obywatelem i nie jest wyjęte spod tych regulacji. W świetle naszych tradycji i podejścia do rodziny może to być trudne, ale chodzi o wykluczenie przemocy jako sposobu komunikacji z drugim człowiekiem, pokazanie, że są inne metody wychowawcze. To też rola edukacyjna" - przekonywała Sajkowska.
Podkreśliła też, że nie każde naruszenie nietykalności cielesnej dziecka jest przestępstwem, nie każde pewnie będzie zgłaszane, a w każdym zgłoszonym przypadku, decyzję co do konsekwencji podejmował będzie sąd.
Jej zdaniem powoływanie przez samorządy zespołów interdyscyplinarnych do walki z przemocą ma sprawić, że pomoc dla rodzin w kryzysie i ofiar przemocy będzie skuteczniejsza. "Praktyka wielu krajów pokazuje, że takie zespoły służą rodzinom. Nie jest to łatwe, bo rozmaite służby - policja, pomoc społeczna, środowisko lekarskie, szkoła - muszą nauczyć się współpracować, przełamać rutynę. Ale jeśli włączy się wszystkie służby, pomoc staje się bardziej efektywna" - przekonuje Sajkowska.
Uważa ona jednak, że protesty przeciwko ustawie mają dobre strony. "To ułatwi nazywanie zagrożeń i eliminowanie ich" - podkreśla.
Sceptyczna wobec ustawy jest sędzia Ewa Waszkiewicz, przewodnicząca Stowarzyszenia Sędziów Sądów Rodzinnych w Polsce. "Dopiero egzekucja i realizacja tych przepisów pokaże, jak sprawdzą się w praktyce" - przekonuje w rozmowie z PAP.
Możliwość zabierania dziecka z domu przez pracownika socjalnego budzi jej wątpliwości. "Uważam, że przy obecnym stanie pomocy społecznej i niedoborach kadrowych to jest za daleko idące uprawnienie. Dlaczego u nas zawsze zaczyna się od końca? Lepiej zacząć od szkoleń, a nie rozszerzania uprawnień" - przekonuje.
Sędzia przypomina, że zabranie dziecka z domu jest zawsze mniejszym złem niż narażenie go na niebezpieczeństwo. "To decyzja, którą zawsze można zmienić, nic się dziecku nie stanie, jeśli 2-3 tygodnie pobędzie w domu dziecka, więzi z rodziną nie zostanie naruszona, a może być to doping dla rodziców, jeśli są jeszcze w stanie się zmienić. Jeśli sąd wydaje takie postanowienie, to zawsze ma jakieś podstawy, lepiej dmuchać na zimne. Lepiej, niż, narazić się potem na zarzut, że nic się nie zrobiło" - podkreśla Waszkiewicz.
Łatwiejsze usuwanie sprawcy przemocy ze wspólnie zajmowanego z ofiarami domu - jej zdaniem - daje pole do nadużyć. "Z jednej strony to byłoby dobre dla niektórych, bo teraz to najczęściej kobieta z dziećmi musi uciekać z domu. Nam też byłoby łatwiej. Ale ile będzie kobiet - bo najczęściej mężczyźni są sprawcami przemocy - które będą tego nadużywać, pokaże dopiero praktyka" - uważa Waszkiewicz.
Dodaje, że trudno będzie też egzekwować zakaz bicia dzieci. "Z jednej strony, ciężko sprawdzić, co dzieje się w czterech ścianach. Z drugiej, starsze dzieci mają niekiedy skłonność do konfabulacji, mogą więc używać tego jako karty przetargowej w stosunkach z rodzicami" - przekonuje. (PAP)
akw/ pz/ bk/