Jestem bardzo zadowolony z tego wyroku, myślę, że sprawiedliwości stało się zadość po tylu latach - tak skomentował wyrok skazujący b. zomowca Ireneusza K. za śmiertelne pobicie w 1983 r. Grzegorza Przemyka historyk Andrzej Friszke.
Sąd Okręgowy w Warszawie skazał we wtorek Ireneusza K. na 8 lat więzienia (karę zmniejszono na mocy amnestii o połowę).
Śmiertelne pobicie przez milicję w 1983 r. 19-letniego Przemyka było jedną z najgłośniejszych zbrodni PRL-owskiego aparatu władzy. Proces Ireneusza K. toczył się po raz piąty - wcześniej był uniewinniany, ale te wyroki uchylały sądy wyższych instancji.
"Ogromne wrażenie zrobiła na mnie wspaniała praca sędziny i uzasadnienie wyroku ze znakomitym przeglądem zdarzeń, jak i analizą dowodów, które zostały poddane procedurze sądowej" - mówił w rozmowie z PAP Friszke.
Zdaniem historyka to była zbrodnia ewidentna, a jej okoliczności były oczywiste. "Został zamordowany młody człowiek, a fakt, że tuż po tym morderstwie dokonywano fałszowania dowodów, zastraszania świadków i wskazywania innych osób, żeby ukryć właściwych sprawców - to jedna z najkoszmarniejszych zbrodni tamtych czasów" - podkreślił Friszke.
Jak zaznaczył Friszke fakt, że nie można było przez tyle lat dojść prawdy i sprawiedliwości jest sprawą bardzo ponurą i smutną. "Kiedy słuchałem uzasadnienie wyroku miałem poczucie satysfakcji i bardzo głębokiej analizy przeprowadzonych materiałów dowodowych" - podsumował Friszke.
12 maja 1983 r. 19-letni maturzysta Grzegorz Przemyk, świętujący wraz z kolegą Cezarym F. egzaminy, został zatrzymany przez funkcjonariuszy MO na warszawskim pl. Zamkowym, a następnie zabrany do komisariatu przy ul. Jezuickiej.
Tam dyżurujący milicjanci skatowali go. Dostał ponad 40 ciosów pałkami po barkach i plecach oraz kilkanaście ciosów łokciem lub pięścią w brzuch. Przewieziony do szpitala, zmarł po dwóch dniach w wyniku ciężkich urazów jamy brzusznej.
W 1983 r. prokuratura wszczęła wprawdzie śledztwo w sprawie śmierci Przemyka, ale jednocześnie władze podjęły bezprawne działania mające uchronić milicjantów przed karą. Winą chciano obarczyć sanitariuszy, którzy wieźli Przemyka z komisariatu do szpitala.
W 1984 r., po reżyserowanym przez władze procesie, od zarzutu pobicia Przemyka uwolniono dwóch milicjantów - Ireneusza K. i Arkadiusza Denkiewicza - dyżurnego komisariatu z Jezuickiej. Skazano zaś, po wymuszeniu w śledztwie nieprawdziwych zeznań, dwóch sanitariuszy, którzy wieźli chłopaka z komisariatu do szpitala. Bezprawne działania SB i MO wobec nich doprowadziły do tego, że zaczęli oskarżać się wzajemnie. Po 1989 r. wyroki te uchylono.
W 1997 r. ówczesny Sąd Wojewódzki w Warszawie uniewinnił Ireneusza K., zaś Arkadiusza Denkiewicza skazał na 2 lata więzienia (nie odsiedział ani dnia, bo - jak głoszą opinie psychiatryczne - na skutek wyroku doznał takich zmian w psychice, że odbywanie kary nie jest możliwe). Oficer KG MO Kazimierz Otłowski został wtedy skazany na półtora roku w zawieszeniu za próbę zniszczenia akt sprawy Przemyka w 1989 r. (po apelacji został on uniewinniony). (PAP)
akn/ abe/ jbr/