Eurodeputowany, syn I sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka, prof. Adam Gierek - wystartuje w wyborach do Parlamentu Europejskiego z drugiego miejsca na śląskiej liście koalicji SLD-UP - poinformował w piątek rzecznik SLD Tomasz Kalita.
Informację tę potwierdził sam zainteresowany. Sprawa jego kandydowania i kształtu śląskiej listy przez wiele tygodni była przedmiotem kontrowersji. SLD oferował kandydatowi koalicyjnej Unii Pracy trzecie miejsce na liście, jednak Adam Gierek się na to nie zgodził. Rozważał nawet całkowitą rezygnację ze startu.
"Cieszymy się, że sprawa znalazła wreszcie kompromisowe rozwiązanie. Przedstawiciel naszego koalicjanta, pan prof. Gierek na pewno bardzo wzmocni śląską listę, na której już jest wiele zacnych nazwisk" - powiedział PAP Kalita.
Przebywający w ostatnich dniach za granicą prof. Gierek potwierdził, że otrzymał propozycję startu z drugiego miejsca listy i przyjął ją. "To nieco inna sytuacja, która pozwala założyć, że mam duże szanse na mandat. Trzecie miejsce było nie do przyjęcia" - powiedział Gierek PAP.
W międzyczasie przewodniczący SdPl Wojciech Filemonowicz zaprosił Adama Gierka do kandydowania do Parlamentu Europejskiego z list "Porozumienia dla Przyszłości" CentroLewica (PD+SdPl+Zieloni 2004). Gierek powiedział jednak PAP, że była to jedynie propozycja "wirtualna".
Śląską listę SLD - UP do PE otworzy b. senator i b. wiceminister gospodarki Jerzy Markowski. Ostatnio regionalne media informowały o jego kłopotach z dawnym pracodawcą.
Spółka, której prezesem był do zeszłego roku, domagała się od niego zwrotu ponad 47 tys. zł z odsetkami, utrzymując, że wyłudził pieniądze, kupując paliwo do swojego prywatnego auta. Pozwy w tej sprawie trafiły do sądu.
Markowski uznał roszczenia za bezzasadne, choć przyznawał, że tankował paliwo do prywatnego samochodu, którego używał do celów służbowych w kraju i za granicą.
Tydzień temu spłacił jednak zobowiązanie, zastrzegając, że nie uznaje roszczeń i może w przyszłości domagać się zwrotu przelanych pieniędzy. "Sprawa została już załatwiona, to było po prostu nieporozumienie" - ocenił w piątek Kalita. (PAP)
lun/ mok/ gma/