Do czołówki kandydatów do nominacji prezydenckiej w Partii Republikańskiej doszlusował Newt Gingrich, były przewodniczący Izby Reprezentantów, polityk, któremu jeszcze niedawno nie dawano żadnych szans.
Według najnowszego sondażu Public Policy Polling, Gingrich prowadzi nawet w wyścigu, ciesząc się poparciem 28 procent republikańskich wyborców. 25 procent chce głosować na byłego szefa koncernu Godfather's Pizza, Hermana Caina, a 18 procent na byłego gubernatora Massachusetts, Mitta Romneya.
W innym sondażu, przeprowadzonym przez telewizję CNN, liderem jest Romney z 24 procentami poparcia, a Gingrich plasuje się na drugim miejscu z 22 procentami. Są to jednak różnice mieszczące się w granicach błędu statystycznego.
Gingrich zyskał na popularności dzięki udanym występom w dwóch ostatnich debatach telewizyjnych kandydatów. Pomogły mu także wpadki rywali.
Cain w wywiadzie dla dziennika "The Milwaukee Journal Sentinel", zapytany, czy zgadza się z postępowaniem prezydenta Baracka Obamy wobec powstania w Libii, odpowiedział w sposób sugerujący, że nie bardzo orientuje się w tym temacie. Zapytał nawet prowadzącego rozmowę: "Prezydent Obama popierał powstanie, zgadza się?".
Nagranie wideo wywiadu obiegło we wtorek wszystkie stacje telewizyjne.
Nie było to pierwsze potknięcie Caina, kiedy pytano go o problemy międzynarodowe. Stoi on także przed zarzutami molestowania seksualnego skierowanymi przez cztery kobiety.
Uchodzący za faworyta elit kierowniczych GOP Romney nie cieszy się, z kolei, zaufaniem konserwatystów i ich awangardy w postaci Tea Party.
W tej sytuacji 68-letni Gingrich, były profesor historii w college'u, uważany za intelektualistę, zaczął być postrzegany jako poważny kandydat do nominacji.
Gingrich zasłynął w latach 90. jako architekt odzyskania po 40 latach przez Republikanów większości w obu izbach Kongresu. Stało się to w wyborach w 1996 r.
Po dwóch latach odszedł jednak ze stanowiska przewodniczącego Izby Reprezentantów w atmosferze oskarżeń o wykroczenia etyczne.
Jego popularność na prawicy osłabia to, że jest dwukrotnie rozwiedziony. Demokraci kładą nacisk na jego autoreklamiarstwo i arogancję.
Z ostatnich sondaży wynika, że gdyby wybory prezydenckie odbyły się dziś, żaden z kandydatów GOP nie wygrałby z prezydentem Obamą.
Z Waszyngtonu Tomasz Zalewski (PAP)
tzal/ mc/