Myślałem, że o sprawie już wszyscy zapomnieli i trafiła do lamusa - powiedział we wtorek PAP 82-letni Eugeniusz Godlewski z Elbląga, komentując decyzję rządu o wypłacie po 50 tys. zł odszkodowania bliskim ofiar Grudnia'70.
Syn Eugeniusza Godlewskiego, 18-letni Zbigniew, pracownik Stoczni Gdyńskiej im. Komuny Paryskiej, został zastrzelony w pobliżu stacji kolejki elektrycznej Gdynia-Stocznia. Jest on uważany za symbol ofiar Grudnia '70. O jego śmierci traktuje słynna "Ballada o Janku Wiśniewskim".
"Jesteśmy zadowoleni. Nam się to odszkodowanie należy i należało, tak jak i innym, którzy stracili wtedy swoje dzieci. Ani mnie, ani mojej żonie nikt tutaj chyba łaski nie robi. Oczywiście, przyjmiemy te pieniądze" - dodał Godlewski.
Rząd zdecydował we wtorek, że rodzice, małżonkowie i dzieci ofiar Grudnia'70 otrzymają jednorazowe odszkodowania w wysokości 50 tys. złotych dla każdej osoby.
Jak powiedział na konferencji prasowej szef Kancelarii Premiera Tomasz Arabski, odszkodowania otrzyma ok. 40 osób. Łącznie rząd przeznaczy na ich wypłatę około 2 mln złotych.
"To szacowana kwota, która będzie potrzebna, aby każdej z osób z rodzin ofiar przekazać jednorazową rentę specjalną w wysokości 50 tysięcy złotych" - zaznaczył. Odszkodowania powinny trafić do rodzin pod koniec lutego lub na początku marca.
Zgodnie z uchwałą rządu w sprawie odszkodowań, ZUS dostanie na wypłaty pieniądze z ogólnej rezerwy budżetowej. Arabski zapewnił przy tym, że bliscy ofiar Grudnia'70, którzy otrzymują kilkusetzłotowe renty, nie stracą ich po otrzymaniu pieniędzy przyznanych we wtorek przez rząd.
Według oficjalnych danych, w grudniu 1970 roku - w wyniku użycia siły wobec protestujących robotników - na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga zginęły 44 osoby, a ponad 1160 zostało rannych.
Robotnicze protesty rozpoczęły się po tym, jak 12 grudnia 1970 r. rząd PRL ogłosił drastyczne podwyżki cen na artykuły spożywcze. 14 grudnia 1970 r. w Stoczni Gdańskiej wybuchł strajk, który rozpoczął falę strajków i manifestacji ulicznych obejmujących większość Wybrzeża. Najtragiczniejsze zdarzenia miały miejsce w Gdyni, gdzie 17 grudnia wojsko bez ostrzeżenia otworzyło ogień do idących do pracy robotników.
Od października 2001 r. przed sądem w Warszawie trwa przeniesiony z Gdańska proces o "sprawstwo kierownicze" masakry robotników Wybrzeża w 1970 r. Na ławie oskarżonych zasiadają: ówczesny szef MON gen. Wojciech Jaruzelski, b. wicepremier Stanisław Kociołek, b. wiceszef MON gen. Tadeusz Tuczapski oraz trzej dowódcy jednostek wojska tłumiących robotnicze protesty. Odpowiadają z wolnej stopy; formalnie grozi im nawet dożywocie.
W grudniu zeszłego roku, przy okazji obchodów 37. rocznicy Grudnia'70, premier Donald Tusk zapowiedział zadośćuczynienie dla ofiar tamtych tragicznych wydarzeń.
"Biorę osobistą odpowiedzialność za to, by w ciągu najbliższych kilku, może kilkunastu tygodni sprawę ostatecznie rozwiązać" - podkreślił wówczas szef rządu. Musimy zakończyć ostatecznie niemożność, jeśli idzie o zadośćuczynienie tym, którzy w grudniu 1970 roku stracili zdrowie, życie i swoich bliskich - mówił Tusk.
W komunikacie Centrum Informacyjnego Rządu po posiedzeniu rządu czytamy: "podejmując decyzję o przyznaniu świadczeń rząd wypełnia moralne zobowiązanie wobec rodzin ofiar tragicznych wypadków grudniowych; po roku 1989 żadna z demokratycznie wybranych władz polskich nie przygotowała dla nich odpowiednich rozwiązań, które umożliwiłyby zrekompensowanie strat i krzywd doznanych ze strony ówczesnych władz państwowych".
Według szefa Kancelarii Premiera, podobne rozwiązanie dotyczące odszkodowań przygotowywane jest także dla rodzin ofiar stanu wojennego. (PAP)
rop/ mok/ gma/