Były premier Rosji Jegor Gajdar, który pod koniec listopada zapadł nagle w Irlandii na tajemniczą chorobę, uważa, że został zatruty i stoją za tym polityczni wrogowie Rosji. Polityk pisze o tym w czwartkowym numerze dziennika "Financial Times".
Gajdar relacjonuje, że 24 listopada w Dublinie, gdzie był na konferencji, nagle poczuł się źle. Opisuje początek tego stanu jako podobny do ogólnego znieczulenia: nie był w stanie się poruszyć. Kiedy mimo wszystko zaczął przemawiać, jego stan pogorszył się tak bardzo, że musiał wyjść. W holu stracił przytomność, krwawił z nosa i ust.
Badania po przewiezieniu na pogotowie nie wykazały żadnych niepokojących sygnałów. Wszystkie wyniki - jak pisze Gajdar - były dobre lub w granicach normy. Były premier doszedł do siebie po kilku godzinach.
Rosyjscy lekarze po przeprowadzeniu kompleksowych badań stanu jego zdrowia wyciągnęli wniosek, że "symptomy nagłej choroby Gajdara nie odpowiadają żadnemu znanemu medycynie schorzeniu". "Jeśli pozostaniemy w granicach zdrowego rozsądku, narzuca się, że zostałem zatruty" - pisze Gajdar w "Financial Times".
Próbując wydedukować, kto mógł stać za tym zatruciem, Gajdar podkreśla, że nie ma żadnego znacznego majątku ani przedsiębiorstwa, które można by chcieć mu odebrać. "Jeśli więc była to próba morderstwa, stała za nią polityka" - ocenia.
"Niemal natychmiast odrzuciłem ewentualność współudziału rosyjskiego kierownictwa. Po śmierci Aleksandra Litwinienki (...) przychodzą na myśl przede wszystkim skrajni nacjonalistyczni bandyci. Ale Dublin? Zatrucie? To nie w ich stylu" - pisze Gajdar.
"Oznacza to, ze najprawdopodobniej za wydarzeniami tymi stoją otwarci lub ukryci wrogowie rosyjskich władz, zainteresowani dalszym pogorszeniem stosunków Rosji z Zachodem" - konkluduje Gajdar. (PAP)
mw/ ap/
Int.