Dorota Kania - autorka czwartkowej "Misji Specjalnej" w TVP1 oraz Anita Gargas, pod której redakcją ukazuje się program, odpierają zarzuty, że wydanie, w którym przedstawiono informacje na temat współpracy znanych dziennikarzy z SB, zostało zrealizowane w nierzetelny sposób.
W programie podano nazwiska dziennikarzy, mających współpracować z SB. Wymieniono: Krzysztofa Teodora Toeplitza, Irenę Dziedzic, Daniela Passenta, Andrzeja Drawicza, Andrzeja Nierychłę i Wojciecha Giełżyńskiego. Część wymienionych osób zarzuciło w piątkowych wypowiedziach dla mediów, że nie wiedzieli, iż taki program jest przygotowywany.
"Według mnie została zachowana rzetelność dziennikarska, bo daliśmy możliwość zainteresowanym wypowiedzenia się w tej sprawie przed kamerą, ale nikt tego nie skorzystał" - powiedziała w piątek PAP Kania.
Podkreśliła, że "być może w programie zabrakło jednego zdania: że te osoby nie chciały wypowiedzieć się przed kamerą". "Tego zdania nie było, być może jest to pewien rodzaj zaniedbania. Myśmy próbowali się ze wszystkimi skontaktować i jestem w stanie to udowodnić" - dodała.
Zaznaczyła, że "temat dotyczący dziennikarzy realizowała od półtora miesiąca". "Zadzwoniłam w tej sprawie do bardzo wielu dziennikarzy z prośbą, by wypowiedzieli się na temat ustawy lustracyjnej oraz swoich kontaktów z SB. Część osób wypowiedziała się - jak było widać - np. Jacek Żakowski. Odmówili natomiast m.in. Janina Paradowska czy Jerzy Baczyński" - powiedziała Kania.
"Gdy już wiedziałam, że w IPN-ie są materiały wskazujące, że Toeplitz, Passent, Giełżyński, Drawicz, Dziedzic współpracowali z SB, po kolei zadzwoniłam do tych osób. Pan Toeplitz zgodził się na rozmowę przed kamerą na temat swoich kontaktów z SB i na temat ustawy" - dodała.
"Passent powiedział z kolei, że nie będzie się wypowiadał ani na temat ustawy lustracyjnej, ani na temat swoich związków z SB, bo wiadomo, jaka jest telewizja: +potnie jego wypowiedź+. W takim razie zaprosiłam go do wywiadu w Życiu Warszawy, ale też się nie zgodził argumentując, że wszystko, co miał na ten temat do powiedzenia, napisał już w swojej książce" - powiedziała Kania.
Dodała, że drogą elektroniczną dziennikarze "Misji Specjalnej" kontaktowali się Andrzejem Nierychło, który początkowo "podjął kontakt, ale później się nie odezwał".
Nierychło powiedział z kolei PAP, że nikt z redakcji programu nie pytał go o to, czy miał związki z wywiadem wojskowym PRL. "Dostałem maila, z którego wynikało, że mnie proszą o taką wypowiedź na temat lustracji wśród dziennikarzy, a ponieważ tego jest dużo w radiach i telewizjach, a akurat nie miałem czasu, przeprosiłem i odmówiłem". "Natomiast nikt mnie nie pytał: +proszę pana, czy jest prawdą+, nic takiego nie miało miejsca. I to mnie najbardziej dziwi" - podkreślił.
Kania powiedziała PAP, że "zostawiła też informację telefoniczną panu Giełżyńskiemu z prośbą, o kontakt, ale też się nie odezwał" - dodała. Wcześniej Giełżyński powiedział Presserwisowi, że "to świństwo", iż nikt nie zwrócił się do niego o komentarz. "Nie mogłem przedstawić swojego stanowiska autorom programu" - powiedział Giełżyński.
Według Kani, nie powiodła się też próba kontaktu z Dziedzic.
Kania podkreśliła też, że "to, co ukazało się w +Misji Specjalnej+ jest prawdą" i "są w Instytucie Pamięci Narodowej dokumenty odnośnie współpracy" tych osób z SB. "Są materiały; były sfilmowane teczki tych osób i mikrofilmy, które się zachowały na ich temat" - powiedziała Kania, dodając, że "miała dostęp" do tych materiałów. Zaznaczyła też, że użyła w programie formuły: +dokumenty wskazują na ich współpracę+. "A jak było? Niech każdy sam sobie wyrobi opinię na ten temat. Mam nadzieję, że akta i teczki IPN będą otwarte i udostępnione" - powiedziała Kania.
Zgodnie z obowiązującym prawem dziennikarz nie ma bezpośredniego dostępu do akt w IPN, może je zaś otrzymać od innych osób, np. badaczy, którzy zapoznali się z aktami.
Również nadzorująca "Misję Specjalną" Anita Gargas podkreśla, że "program był przygotowany rzetelnie i starannie". Dodaje jednocześnie, że zamiast na krytyce technicznej strony programu, dziennikarze powinni bardziej skupić się na meritum.
"Myślę, że najważniejszym problemem jest to, że wchodzą właśnie w życie nowe przepisy, które nakładają na dziennikarzy pewne obowiązki lustracyjne. Nasz program miał ukazać to, że po 16 latach brak lustracji w naszym środowisku wciąż jest problemem, a nowe przepisy dają szansę oczyszczenia naszego środowiska, a przynajmniej ujawnienia prawdy skrywanej dotąd przez naszych kolegów po piórze" - powiedziała PAP Gargas.
Dodała, że "czytelnicy, widzowie i słuchacze maja prawo wiedzieć, kto przekazuje im informacje o świecie i kto komentuje dla nich wydarzenia". "Do tej pory tego typu osoby jak pan Passent i pan Toeplitz uchodziły za intelektualnych guru i wzorce do naśladowania. Tymczasem okazuje się, że nie - że ci ludzie nie potrafili się uporać ze swoją przeszłością. Myślę, że ten problem ujawnienia prawdy powinien być w końcu rozwiązany. I uważam, że ci, którzy krytykują dziennikarzy, próbujących tę prawdę ujawnić, powinni się zastanowić nad tym, co robią" - podkreśliła Gargas.(PAP)
js/ malk/ gma/