Najbliższy sojusznik Rosji zaatakował ją w chwili, gdy ta jest o krok od wojny z Gruzją - podkreśla w sobotę dziennik "Kommiersant", komentując piątkowe spotkanie prezydenta Białorusi Alaksandra Łukaszenki z rosyjskimi dziennikarzami w Mińsku.
Łukaszenka obarczył tam Kreml odpowiedzialnością za brak postępów w budowie białorusko-rosyjskiej konfederacji, ostrzegł, że planowana przez Rosję drastyczna podwyżka cen gazu dla Białorusi będzie oznaczała zerwanie sojuszniczych stosunków między Mińskiem i Moskwą oraz oznajmił, iż Białoruś nie wejdzie w skład Rosji, o co - według niego - zabiegają władze na Kremlu.
"Kommiersant" ocenił te wypowiedzi Łukaszenki jako "rezygnację z sojuszu z Rosją".
Zdaniem moskiewskiej gazety, "Łukaszenka precyzyjnie wybrał czas na wymierzenie ciosu swojemu rosyjskiemu koledze Władimirowi Putinowi". "W świetle zaostrzonych do maksimum stosunków z Gruzją spór z Białorusią jest Rosji nie na rękę" - zauważa "Kommiersant".
"Moskwa odwołuje się do społeczności międzynarodowej, domagając się ingerencji ONZ w sytuację z rosyjskimi wojskowymi w Gruzji. Tbilisi też próbuje przeciągnąć Zachód na swoją stronę, oskarżając Rosję o szantaż i presję" - pisze dziennik.
"Teraz do chóru oskarżających Kreml dołączyła Białoruś, ostatni sąsiad Rosji, który dotąd powstrzymywał się od krytykowania Moskwy. Przystąpienie Alaksandra Łukaszenki do grona nieprzyjaciół Rosji niewątpliwie wzmacnia ich pozycję w oczach społeczności światowej" - ocenia "Kommiersant".
Jerzy Malczyk (PAP)
mal/ ap/