Prezydent nie musi desygnować na premiera szefa zwycięskiej partii, ale powinien kierować się układem sił politycznych w parlamencie, bo nowy premier musi jeszcze otrzymać poparcie bezwzględnej większości posłów - podkreślają konstytucjonaliści.
Prezydent Bronisław Komorowski w wywiadzie dla "Newsweeka" powiedział: "Mam nadzieję, graniczącą z pewnością, że po jesiennych wyborach będę mógł powierzyć misję tworzenia rządu zwolennikom modernizacji i zdrowego rozsądku". Pytany, czy nie powierzy po prostu misji utworzenia rządu liderowi zwycięskiego ugrupowania, odparł: "Nie widzę tu sprzeczności, ale przypominam, że nie ma w tej kwestii żadnego automatyzmu".
"Mam suwerenne prawo wybrać kandydata, który moim zdaniem będzie dawał największe gwarancje utworzenia dobrego rządu. Zawsze lider zwycięskiej partii ma największe szanse, ale nie ma gwarancji" - podkreślił Komorowski.
Konstytucjonalista prof. Marek Chmaj powiedział PAP, że prezydent rzeczywiście może desygnować na premiera kogoś innego niż lider zwycięskiej partii i będzie to w zgodzie z konstytucją. "Konstytucja mówi, że prezydent desygnuje Prezesa Rady Ministrów i mówi tylko tyle. To od prezydenta zależy, którą osobę desygnuje" - zaznaczył naukowiec ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.
Zastrzegł jednak, że powołany przez prezydenta premier i wskazana przez niego Rada Ministrów muszą potem otrzymać wotum zaufania od Sejmu.
"Jeżeli prezydent wskaże kandydata, który nie uzbiera wymaganej większości w Sejmie, to wtedy okaże się nieskuteczny, a zatem z logiki systemu wynika, że prezydent powinien kierować się układem sił politycznych w parlamencie" - dodał.
Prof. Chmaj podkreślił, że w tym przypadku wotum zaufania dla Rady Ministrów musi być udzielone bezwzględną większością głosów, więc prezydent powinien wskazać takiego kandydata, który będzie mógł taką większość uzbierać. Wyjaśnił, że jeśli premier wskazany przez prezydenta nie zdoła zbudować większość i nie otrzyma wotum zaufania, to kolejnego premiera wskazuje Sejm.
Jednak - jak mówił - wiąże się to z pewnym chaosem. "Premier desygnowany przez prezydenta urzęduje bowiem przez kilka tygodni, zaczyna się karuzela stanowisk i to - można powiedzieć - nie sprzyja stabilności systemu" - zaznaczył.
Chmaj zwrócił uwagę, że choć zwyczajowo desygnację na premiera otrzymywał szef ugrupowania, które zwyciężyło w wyborach, to od tego zwyczaju też bywały wyjątki. Np. - jak powiedział - prezydent Lech Kaczyński na prośbę PiS desygnował Kazimierza Marcinkiewicza, który nie był szefem ugrupowania.
Prof. Bogusław Banaszak z Uniwersytetu Warszawskiego również potwierdza, że prezydent - w zgodzie z ustawą zasadniczą - może desygnować na premiera, kogo uzna za stosowne. Zastrzegł, że desygnacja prezydenta nie oznacza jeszcze, że ta osoba rzeczywiście będzie premierem, bo - jeśli mu się nie uda otrzymać dla siebie i swojego rządu wotum zaufania - parlament wybierze swojego kandydata na premiera.
Naukowiec podkreślił, że to prezydent poniesie odpowiedzialność polityczną, jeśli jego kandydatowi nie uda się zbudować większości. Dlatego, jak mówił, choć desygnowanie na premiera lidera partii, która otrzymała najwięcej głosów jest tylko zwyczajem, to "zwyczaje mają swoją logikę".
Prof. Banaszek zastrzegł jednocześnie, że nie musi być nielogicznym wskazanie przez prezydenta na premiera kogoś innego niż szef zwycięskiej partii, jeśli ugrupowanie to nie umie zbudować koalicji, a samo nie ma większości w Sejmie.
Prezydent może też, według prof. Banaszka, wybrać np. polityka małej partii, która jest języczkiem u wagi w arytmetyce sejmowej, a on ma szanse zbudować większość dla swojego gabinetu.
Jak przypomniał prof. Banaszek, pod rządami poprzedniej konstytucji z uprawnienia tego skorzystał prezydent Lech Wałęsa. W 1992 roku powołał on na stanowisko premiera Waldemara Pawlaka, który jednak nie zdołał zbudować większości i po 33 dniach jego misja zbudowania rządu zakończyła się niepowodzeniem.
Także Marek Belka był w 2004 roku kandydatem prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego na premiera, jednak choć został powołany nie uzyskał wotum zaufania. Sejm nie zgłosił potem własnego kandydata na premiera, a prezydent po raz drugi desygnował i powołał Belkę, który w końcu otrzymał wotum zaufania.
Konstytucja mówi, że prezydent desygnuje premiera, a w ciągu dwóch tygodni od pierwszego posiedzenia Sejmu powołuje go i przedstawiony przez niego rząd. Od dnia powołania, nowy premier ma dwa tygodnie na przedstawienie Sejmowi programu działania Rady Ministrów wraz z wnioskiem o udzielenie rządowi wotum zaufania. Wotum zaufania Sejm uchwala bezwzględną większością głosów w obecności, co najmniej połowy ustawowej liczby posłów.
Gdyby w konstytucyjnym terminie nie udało się powołać rządu lub jeśli rząd nie uzyskałby wotum zaufania, inicjatywę tworzenia gabinetu przejmuje Sejm.
W ciągu 14 dni od upłynięcia terminów: powołania rządu lub uzyskania przez rząd wotum zaufania, Sejm wybiera premiera oraz proponowanych przez niego ministrów bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów. Prezydent powołuje tak wybrany rząd.
Gdyby jednak i Sejmowi nie udało się wybrać rządu, wówczas prezydent w ciągu 14 dni powołuje premiera i na jego wniosek pozostałych członków rządu. Sejm w ciągu dwóch tygodni od dnia powołania Rady Ministrów przez prezydenta udziela jej wotum zaufania większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów.
Jeśli rządowi nie uda się uzyskać wotum zaufania, prezydent skraca kadencję Sejmu i zarządza nowe wybory. (PAP)
ann/ par/ jra/