Krzyż postawiony po katastrofie smoleńskiej przez harcerzy przed Pałacem Prezydenckim staje się teraz pretekstem do politycznych awantur - oceniają etycy, filozofowie, duchowni i socjolog, z którymi rozmawiała PAP. Padają też głosy, by krzyż przez Pałacem zostawić do zakończenia śledztwa ws. katastrofy.
Etyk, ks. prof. Andrzej Szostek, b. rektor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego podkreśla, że spór o krzyż pod Pałacem Prezydenckim jest sporem politycznym, co - jak mówił - przyjmuje ze smutkiem. "Po raz kolejny ze świętych, dobrych i pięknych symboli religijnych czyni się przedmiot sporów politycznych. Niezależnie od rozstrzygnięcia tego sporu +pompowanie+ tego w ten sposób jest w jakimś sensie ubliżaniem zarówno krzyżowi, jak i tym, z powodu, którego został postawiony" - zaznaczył b. rektor KUL.
"Dramat tragedii z 10 kwietnia polega na tym, że zginęła tam nie tylko para prezydencka, ale także ludzie z innych niż prezydent opcji politycznych. I jeśli krzyż ma upamiętniać wszystkich, a nie tylko prezydenta, to, moim zdaniem, stosowniejszym miejscem dla tego krzyża, przy całym szacunku dla spontanicznej wrażliwości tych, którzy go tam postawili, jest jakieś miejsce uświęcone, np. kościół lub innego rodzaju miejsce, o którym będzie się wiedziało, że upamiętnia tragedię pod Smoleńskiem" - powiedział ks. Szostek.
"Uważam, że nakręcanie takich absurdalnych awantur nie służy niczemu dobremu" - mówi z kolei ks. Adam Boniecki. "To jest moim zdaniem wykorzystanie niezbyt pogłębionych emocji religijnych do tworzenia napięć i awantur, bo robienie tego rodzaju awantur nie jest ani w duchu Ewangelii, ani w duchu nauki krzyża" - dodał.
Według ks. Bonieckiego "przy tak nakręconej już histerii" nie ma dobrego wyjścia z sytuacji. "Dobrym wyjściem będzie tylko wyjście stanowcze. Jest w Polsce przyjęty godny sposób upamiętniania osób, które mieszkały w jakimś domu - umieszcza się tam np. tablicę pamiątkową" - powiedział naczelny "Tygodnika Powszechnego".
"Harcerze postawili ten krzyż, chcieli się modlić w ten sposób - no bardzo ładnie, ale nie róbmy z tego casus belli. Ja uważam, że to jest bardzo smutne, że ciągle u nas tak łatwo się dają nabrać ludzie na to, że krzyż staje się pretekstem do awantur bardzo niechrześcijańskich" - dodał.
Według ks. Bonieckiego nie można przyjąć, że dyskusja wokół krzyża sprzed pałacu wpisuje się w nurt obrony obecności krzyża w miejscach publicznych, jego zdaniem taka interpretacja byłaby "nadużyciem".
Podobnego zdania jest filozof i etyk prof. Jan Hartman z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Według niego nie można umieszczenia krzyża interpretować jako wykorzystywania wolności religijnej, gdyż "w rzeczywistości jest to poważna ingerencja w przestrzeń publiczną". "Tak jak nie może artysta w dowolnym miejscu postawić pomnika bez uzgodnienia tego z władzami, tak nie może osoba prywatna czy Kościół w dowolnym miejscu stawiać krzyża, powołując się na wolność ekspresji" - zaznaczył Hartman.
Profesor uważa, że sprawa krzyża może służyć szantażowaniu władz. "Ludzie, którzy stawiają krzyże gdziekolwiek, w jakichkolwiek okolicznościach, wyobrażają sobie, że krzyż przyznaje im rację, że są wtedy uświęceni przez zajmowanie pozycji obrońców krzyża. To szantaż moralny z użyciem symbolu religijnego. Nie każdy, kto domaga się usunięcia krzyża z jakiegoś miejsca jest wrogiem krzyża i wrogiem chrześcijaństwa i nie każdy, kto go broni, popełnia czyn chwalebny" - powiedział PAP Hartman.
Podkreślił też, że usunięcie tego symbolu będzie rozwiązaniem drastycznym, ale koniecznym. "Obowiązkiem państwa jest zachowanie świeckiego, neutralnego charakteru przestrzeni publicznej" - powiedział Hartman.
Filozof, przewodnicząca rady Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka Halina Bortnowska podkreśla, że dla niej jako chrześcijanki spory wokół krzyża są "w najwyższym stopniu smutne". "Muszę się opierać temu, żeby nie odczuwać zgorszenia. Wobec tego apeluję bardzo gorąco do wszystkich uczestników sporu, żeby poświęcili chwilę milczeniu i przypomnieniu sobie co krzyż oznacza".
"I drugi mój apel - to jest apel do władz kościelnych i do duszpasterzy. Takich duszpasterzy, którzy potrafią pomóc ludziom znaleźć wyjście z konfliktowych sytuacji. Żeby się w tę sprawę włączyli, żeby nie mówili, że to jest nie ich sprawa. To jest ich sprawa, ponieważ chodzi o duszpasterstwo, o ludzi, którzy są zagubieni w sytuacji i którym trzeba pomóc, żeby dali świadectwo swojej prawdziwej wierze, a nie swemu zacietrzewieniu" - powiedziała Bortnowska.
Według niej krzyżowi trzeba znaleźć godne miejsce. "Ja widzę jedno takie miejsce. Wydaje mi się, że skoro para prezydencka nie jest pochowana razem z innymi ofiarami katastrofy, to może ten krzyż stanowiłby takie pocieszenie i podniesienie godności tej kwatery na Powązkach Wojskowych, gdzie wiele ofiar tej katastrofy zostało pochowanych" - powiedziała Bortnowska.
"Natomiast jeżeli uczucia są tego typu, że tylko w jednym miejscu można im dawać wyraz, właśnie w tym, przez swój upór, to ja zaczynam wątpić, czy to są uczucia pietyzmu i żalu i prawdziwej żałoby, czy też to jest zacietrzewienie. Ja nie chcę myśleć, że to jest zacietrzewienie" - podkreśliła.
Socjolog prof. Jacek Wódz wskazuje z kolei, że w sprawie krzyża są co najmniej trzy warstwy. "Jest warstwa autentyczna - ludzi głęboko przekonanych, że wiara chrześcijańska polega na stawianiu krzyży i działających w dobrej wierze" - powiedział prof. Wódz.
"Jest na pewno w tym jakiś kłopot władz kościelnych, które w sposób ewidentny się pogubiły i nie bardzo wiedzą jak się zachować w tej chwili. Władze kościelne są totalnie wciągnięte w bieżącą politykę, a doświadczenie pokazuje, że na tym Kościół zawsze przegrywał" - uważa socjolog.
"I trzecia rzecz to totalny cynizm władz PiS-u, ale taki totalny cynizm. Ja nie mam do nich pretensji, bo polityk ma prawo być cyniczny. Ten cynizm wynika z takiego - bardzo rozsądnej z ich punktu widzenia - analizy. Ponieważ w wyborach się okazało, że oni mogą liczyć wyłącznie na tę część społeczeństwa, która jest gorzej wykształcona, do której argumenty racjonalne nie docierają, to w związku z tym oni muszą stawiać na emocje i na pewne podniecenie, które wynika z tego krzyża. I oni tak działają. Czy im to coś da - nie wiem" - powiedział.
W ocenie Wodza dobrym wyjściem w tej sytuacji byłoby np. przeniesienie krzyża na cmentarz powązkowski. "Bo jeżeli to będzie trwać dalej to dojdzie do kompromitacji państwa polskiego. A kompromitacja będzie polegać na tym, że demokratycznie wybrany prezydent nie może sprawować urzędu, bo co pięć minut będą zgłaszać się tam +spontaniczne+ pielgrzymki, które będą mu blokować wejście do pałacu" - podkreślił socjolog.
Inny pogląd wyraża socjolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego i Uniwersytetu w Bremie, prof. Zdzisław Krasnodębski. "Odbieram to przede wszystkim tak, że partia rządząca objęła władzę, jest prezydent elekt i okazało się, że nie mamy ważniejszego problemu niż krzyż, a właściwie jego usunięcie, bo krzyż sam w sobie jest ważny" - powiedział Krasnodębski.
Według niego jest to "symptomatyczne, bo pokazuje, że taka wojna na symbole, czy raczej wojna symbolami będzie nadal w Polsce główną treścią polityki". "Ciekawe jest, że od razu tak się tę prezydenturę definiuje, a nie w związku z innymi problemami. Ja rozumiem gdyby np. prezydent elekt wyszedł i powiedział: przeżyliśmy wielką tragedię, będę działał na rzecz wyjaśnienia tej katastrofy. Tymczasem pierwsze czym się zajęto to usuwaniem śladów pamięci po katastrofie" - powiedział Krasnodębski.
"Poza tym obiecywano nam reformy, no więc niech się wreszcie rząd i prezydent elekt do tego przymierzą, a z decyzją w sprawie krzyża poczekajmy do zakończenia śledztwa (...). Ja nie wiem czy to miejsce jest dobre na krzyż, bo jest to jednak urząd, ale może zostawmy go do czasu, gdy sprawa katastrofy smoleńskiej zostanie w pełni wyjaśniona" - dodał Krasnodębski. (PAP)
js/ nno/ wal/ ls/ malk/ mhr/