Grzegorz Kurczuk, Marek Sadowski i Andrzej Kalwas - trzech ministrów sprawiedliwości z rządów Leszka Millera i Marka Belki (2002-05), przesłuchała w piątek sejmowa komisja śledcza wyjaśniająca sprawę Krzysztofa Olewnika. To za czasów Sadowskiego i Kalwasa doszło do przełomu: w wyniku decyzji Sadowskiego sprawę przejął nowy prokurator i ekipa CBŚ, a za Kalwasa ujęto sprawców porwania.
"Jest pan pierwszym ministrem, który powiedział nam, że czytał pisma adresowane do pana imiennie" - mówił wiceszef komisji śledczej Andrzej Dera (PiS) do Marka Sadowskiego. Rodzina Olewników latem 2004 r. napisała do niego list z opisem nieprawidłowości w śledztwie, a Sadowski zaprosił ich na spotkanie. Okazało się to przełomową decyzją.
Sadowski, który kilka tygodni wcześniej został ministrem (był nim od maja do września 2004 r.), przyznał, że pismo rodziny Olewników, które było zaadresowane na niego imiennie przeczytał osobiście. Autorzy wymieniali w nim liczne nieprawidłowościami ze śledztwa. "Przyznam, że zrobiło to na mnie wrażenie" - mówił Sadowski, który polecił ówczesnemu wiceprokuratorowi generalnemu Kazimierzowi Olejnikowi "przebadanie sprawy" i skierowanie jej na właściwe tory. "Olejnik mówił mi potem, że tyle w sprawie nieprawidłowości, że można by książkę napisać" - dodał Sadowski.
Jak wspominał, na spotkaniu z rodziną - które zaowocowało przekazaniem śledztwa wydziałowi ds. przestępczości zorganizowanej i wyznaczeniem grupy śledczej CBŚ - siostra Krzysztofa Olewnika, Danuta "była bardzo emocjonalna, ale zarazem bardzo merytoryczna" i wskazała wiele nieprawidłowości. "Postanowiłem, że trzeba tu pomóc" - dodał.
Posłowie ocenili jego wystąpienie bardzo dobrze. "Mamy przykład, że można działać inaczej niż urzędniczo" - mówił Biernacki. "Wyciągnął odpowiednie wnioski, podjął działania. Wcześniej nie było tej empatii. Zwyciężyło formalne, urzędnicze działanie" - dodał Dera. Szef komisji śledczej Marek Biernacki dziękował Sadowskiemu na koniec przesłuchania, że "bardzo rzadko zasłaniał się niepamięcią".
Wcześniej zeznawał Grzegorz Kurczuk, minister w latach 2002-04. Oświadczył, że nie pamięta, by docierały do niego w tamtym czasie informacje o sprawie Olewnika, którą dziś zna z mediów. "Nie wiem, czy to co dziś wiem, to nie jest jakaś autosugestia wynikająca z tego, co wiem dziś z mediów" - zastrzegał.
To komisja przypomniała mu, że w maju 2004 r., po tym jak przestał być ministrem i został szefem sejmowej komisji sprawiedliwości, przez jego ręce przeszedł list od pełnomocnika rodziny Olewników z prośbą o spowodowanie przeniesienia śledztwa do innej prokuratury. List Kurczuk przesłał do ministerstwa. "Nie pamiętam tego, ale - jak wynika z dokumentów - zachowałem się zgodnie z zasadami" - powiedział.
Jak poinformował, kiedy był ministrem, organizowano raz na pół roku spotkania z szefami prokuratur apelacyjnych i okręgowych. Kurczuk nie przypomina sobie, aby w czasie tych spotkań informowano go o sprawie Olewnika, z którą prowadzący śledztwo mieliby problemy. "Jest mi wstyd, że na progu XXI wieku w Polsce są policjanci i prokuratorzy, którzy w sposób tak fatalny, skandaliczny czy wręcz kompromitujący prowadzili tę sprawę. Jako prawnika poraża mnie ilość zaniechań i błędów. Jeśli wykryto by w tym umyślne działanie - sprawa ociera się o kodeks karny" - podkreślił Kurczuk, składając zarazem wyrazy współczucia rodzinie Olewników.
Andrzej Kalwas (był ministrem po Sadowskim od września 2004 r. do listopada 2005) opowiadał o spotkaniu z rodziną Olewników na przełomie sierpnia i września 2005 r. "Prosili mnie o przeniesienie sprawy do Olsztyna, bo mieli zaufanie do jednego z tamtejszych prokuratorów. Wskazywali, że w sprawie są nieprawidłowości, że fałszuje się akta i mataczy w tym śledztwie. Ja odpowiedziałem, że śledztwem zajmuje się bardzo dobra grupa operacyjno-wykrywcza CBŚ, która powinna doprowadzić do przełomu i że nie widzę przesłanek do przenoszenia sprawy, co mogłoby śledztwu zaszkodzić" - mówił Kalwas. Przyznał, że w tamtym czasie policjanci wciąż sprawdzali tezę o samouprowadzeniu Olewnika, którą Kalwas uważał za mało prawdopodobną.
Kalwas oświadczył, że o sprawie Olewnika wiedział od początku swego urzędowania w resorcie, bo powiedział mu o niej ówczesny wiceprokurator generalny Kazimierz Olejnik (było to miesiąc po powierzeniu sprawy zespołowi CBŚ i prok. Radosławowi Wasilewskiemu, co pchnęło sprawę na właściwe tory). "Miałem informacje o sprawie co miesiąc" - powiedział Kalwas. Liczył, że praca tej grupy doprowadzi do przełomu, który jednak jego zdaniem nastąpił za późno, bo już wcześniej można było zatrzymać sprawców. Zostali oni ujęci w listopadzie 2005 r.
Według notatki Danuty Olewnik ze spotkania, rodzina powiedziała wtedy ministrowi, że skoro nie chce im pomóc, to jest w zmowie z porywaczami. "Nie odpowiedziałem na to nic, bo człowiek mądry nic nie powinien mówić rodzinie pozostającej w traumie, której wolno wiele, a potem trzeba jej to wybaczyć" - powiedział b. minister. (PAP)
wkt/ abr/ mag/