Nowa wewnętrzna baza danych IPN ze skanami kartotek operacyjnych SB będzie miała "stosowne zabezpieczenia" przed możliwością skopiowania danych na nośnik zewnętrzny bądź przed dostępem osób nieuprawnionych - zapewnia prezes IPN Janusz Kurtyka.
Kurtyka napisał tak w odpowiedzi na list Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka z czerwca b.r. HFPC chciała m.in. wiedzieć, czy nową bazę zabezpieczono przed wydostaniem się poza IPN - "aby nie powtórzyła się sytuacja, która miała miejsce w przypadku tzw. listy Wildsteina".
Prezes IPN zapowiedział uruchomienie nowej bazy w czerwcowym w wywiadzie dla "Rzeczypospolitej". "Rz" podkreślała, że nazwiska z kartoteki to nie lista agentów, bo są tam też osoby inwigilowane w PRL lub takie, które bezskutecznie próbowano zwerbować. Według gazety, dzięki bazie także "łatwiej będzie można zidentyfikować agentów, których teczki zniszczono". Nowa baza, która ma zawierać 1,5 mln zapisów, ma funkcjonować w wewnętrznej sieci IPN, który - jak podaje gazeta - "nie zdecydował się" na przeszukiwanie bazy przez internet, choć techniczne możliwości na to pozwalały.
HFPC spytała wtedy Kurtykę o szczegóły kartoteki, m.in. o przesłanki jej utworzenia, o zabezpieczenia i o to, czy osoby, których dotyczą informacje z bazy, będą mogły się o tym dowiedzieć.
W zamieszczonej w piątek na stronie internetowej HFPC odpowiedzi Kurtyka napisał, że nowa baza będzie udostępniona w sieci wewnętrznej IPN w czytelniach akt jako pomoc archiwalna przydatna realizującym projekty naukowo-badawcze i dziennikarzom. Dodał, że będzie ona udostępniania wyłącznie w sieci wewnętrznej IPN, w której są stosowne zabezpieczenia, a IPN będzie prowadził rejestr osób z niej korzystających. Baza będzie udostępniana na tych samych zasadach jak oryginalne karty ewidencyjne SB.
Kurtyka wyjaśnił, że baza zawiera informacje o wszystkich osobach, które były w zainteresowaniu operacyjnym SB do końca jej istnienia - do 1990 r. włącznie. Docelowo ma zawierać informacje o osobach ze wszystkich kartotek operacyjnych SB.
Według Kurtyki podstawową przesłanką procesu skanowania kartotek SB była chęć usprawnienia pracy IPN, a zwłaszcza przyspieszenie kwerend realizowanych przez pion archiwalny, jak również "konieczność zabezpieczenia tego unikatowego zbioru archiwalnego przed zniszczeniem".
Prezes IPN podkreślił też, że baza jest zbiorem dokumentów w myśl ustawy o IPN, zgodnie z którą każdy może wystąpić o kopie dotyczących go dokumentów.
Na przełomie 2004 i 2005 r. w internecie znalazła się lista katalogowa z czytelni IPN - potocznie nazwana "listą Wildsteina" - ze 160 tys. nazwiskami oficerów i tajnych współpracowników służb specjalnych PRL oraz osób wytypowanych do współpracy. Bronisław Wildstein (ówczesny publicysta "Rzeczpospolitej") przyznawał, że udostępnił ją dziennikarzom, ale zaprzeczał, by umieścił ją w internecie.
Wiele osób, których dane znalazły się na liście, nie było pewnych, czy to o nie chodzi (były tam tylko imiona i nazwiska, bez bliższych danych), dlatego składały wnioski o dostęp do akt IPN. W 2005 r. weszła w życie nowelizacja, która upoważniła Instytut do wydawania zainteresowanym zaświadczeń, czy to właśnie do nich odnoszą się zapisy z listy. Większość z tych, którzy o to wystąpili, dostała odpowiedź, że to nie ich dane były na liście. Stołeczna prokuratura w 2006 r. umorzyła śledztwo w całej sprawie, bo nie ustaliła, kto w IPN skopiował listę będącą tajemnicą służbową IPN i udostępnił ją Wildsteinowi; uznała też, że IPN nie odpowiada za brak zabezpieczenia przed takim skopiowaniem. Wiele osób pozwało IPN i samego Wildsteina; sądy generalnie oddalały takie pozwy. (PAP)
sta/ itm/ gma/