Międzynarodowy Czerwony Krzyż potwierdził w czwartek wieczorem czasu europejskiego, że za wstawiennictwem prezydenta Wenezueli Hugo Chaveza lewacka partyzantka kolumbijska uwolniła tego dnia dwie pierwsze od 6 lat zakładniczki.
Przedstawicielka MCK w Kolumbii Barbara Hintermann podała, że odzyskały wolność uprowadzona we wrześniu 2001 roku członkini Kongresu Consuelo Gonzales de Perdomo i porwana 5 miesięcy później kandydatka na wiceprezydenta Kolumbii Clara Rojas. Ta ostatnia była też najbliższą współpracownicą pozostającej nadal w niewoli Rewolucyjnych Sił Zbrojnych Kolumbii (FARC) kandydatki na prezydenta Kolumbii Ingrid Betancourt.
W rękach FARC pozostaje co najmniej dwustu zakładników, głównie wojskowych.
Dwa wysłane przez Chaveza pomalowane na biało wenezuelskie śmigłowce z emblematami Międzynarodowego Czerwonego Krzyża wylądowały w gęstej kolumbijskiej dżungli, gdzieś w okolicach miasta San Jose del Guaviare, i zabrały na pokład obie kobiety. Prezydent Wenezueli rozmawiał z nimi przez radio; powiedział, że "są wzruszone, ale zdrowe" i w ciągu trzech godzin znajdą się na "jednym z lotnisk" na terytorium jego kraju.
W Caracas czekają na nie ich rodziny.
Chavez zapewnił, że "nie ma pojęcia", gdzie konkretnie lądowały śmigłowce, które zabrały obie uwolnione zakładniczki.
Pierwsza próba ich uwolnienia, przed Nowym Rokiem, zakończyła się niepowodzeniem. Obecna, udana próba traktowana jest przez obserwatorów w Bogocie jako "przełom" w trwających od lat próbach osiągnięcia pokojowego porozumienia między rządem kolumbijskim i FARC.
Uwolnienie dwóch zakładniczek otwiera perspektywy wymiany dalszych więźniów FARC na partyzantów przebywających w więzieniach rządowych.
Rozległy rejon wokół miasta San Jose del Guaviare jest kontrolowany przez dobrze uzbrojone oddziały FARC i inne zbrojne grupy. Znajdują się tam liczne plantacje koki. (PAP)
ik/ mc/