Nie ma żadnego powodu, by radykalnie zmieniać system emerytalny, choć można oczywiście dyskutować o zmianach, które poprawiłyby efektywność OFE - mówiła w czwartek na konferencji prasowej prezes Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych, Ewa Lewicka-Banaszak.
Według danych Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych (IGTE), do Otwartych Funduszy Emerytalnych należy obecnie 15 mln Polaków, którzy zgromadzili na swoich kontach w OFE ponad 211 mld zł.
"Gdyby rząd zdecydował o przesunięciu ich składek z OFE do ZUS, to pozbawiłby ich możliwości oszczędzania na przyszłą emeryturę. W zamian ubezpieczeni mogliby liczyć jedynie na to, że ich dzieci i wnuki wpłacą w przyszłości do systemu emerytalnego odpowiednio dużo składek, by sfinansować ich późniejsze świadczenia" - powiedziała Lewicka-Banaszak.
Wskazała, że obniżenie składki przekazywanej do OFE z 7,3 do 3 proc., jak proponowali w swoim projekcie minister pracy Jolanta Fedak i minister finansów Jacek Rostowski, oznaczałoby, iż emerytura uzyskana za 10 lat byłaby średnio o ok. 0,2 proc. niższa od obecnej. "Za 30 lat była ona niższa już o 9,5 proc., a za 50 lat - o 19,6 proc." - dodała szefowa IGTE.
Obecnie do OFE trafia 7,3 proc. pensji pracowników, zaś do ZUS 12,2 proc.
Kilka miesięcy temu ministrowie Fedak i Rostowski zaproponowali m.in., by składka kierowana do OFE została obniżona do 3 proc., a ubezpieczeni mogli wychodzić z OFE i przechodzić do ZUS lub - jeżeli dopiero rozpoczynają pracę zawodową - w ogóle do OFE nie przystępować.
Zdaniem Lewickiej-Banaszak, najwięcej korzyści dla ubezpieczonych niesie jednoczesne istnienie OFE i ZUS. "Waloryzacja składek w ZUS zależy od liczby osób pracujących, poziomu wynagrodzeń i inflacji, natomiast kapitał zgromadzony w OFE rośnie według stopy zwrotu osiąganej z inwestowania środków na rynku kapitałowym. Zależnie od koniunktury w gospodarce raz lepsze wyniki osiąga ZUS, a raz OFE, i to się nawzajem uzupełnia" - powiedziała.
Szefowa IGTE podkreśliła, że OFE nie inwestują jedynie w prosty i łatwy sposób, czyli w obligacje, co zarzucają przeciwnicy OFE. Wskazała tu m.in. minister Fedak. "Udział obligacji skarbowych w portfelach inwestycyjnych OFE zmienia się w zależności od sytuacji, tak samo jak akcji, a obecnie w portfelach OFE obligacji jest szczególnie tak mało jak nigdy, bo tylko 53,2 proc." - wyjaśniła Lewicka-Banaszak.
Według wyliczeń IGTE, osoba zarabiająca na poziomie średniej pensji krajowej (według danych GUS obecnie ok. 3,1 tys. zł brutto), przez ostatnie 10 lat odłożyła na swoim koncie w OFE ok. 24,1 tys. zł. Obecnie, w zależności do tego, do którego OFE należy, na jej koncie jest od ok. 35,5 tys. zł do ok. 33,6 tys. zł. Gdyby taka sama osoba odkładała te pieniądze na lokacie bankowej oprocentowanej według miesięcznej inflacji, miałaby ok. 28 tys. zł - wynika z danych Izby.
"Z propozycji zmian w organizacji i funkcjonowaniu OFE, jakie pojawiły się w ostatnich miesiącach, najbardziej rozsądny wydaje się pomysł obligacji emerytalnych. Powinny one jednak obowiązywać tylko przejściowo, nie dłużej niż 2 lata. Nie mogłoby też być ich zbyt dużo w portfelach OFE. Nie wiadomo zresztą jak ostatecznie wyglądałby taki papier jak obligacje emerytalne" - powiedziała szefowa IGTE.
Nad reformą emerytalną pracuje obecnie kilka zespołów, m.in. zespół ministra Michała Boniego, Rada Gospodarcza przy premierze, Komisja Trójstronna. Propozycje przewidują m.in. wprowadzenie tzw. subfunduszy, obligacji emerytalnych, obniżenie składki przekazywanej do OFE. Obligacje emerytalne to papiery skarbowe, które musiałyby kupować fundusze emerytalne, ale nie mogłyby nimi swobodnie obracać. Miałyby być one 20-, 30-letnie, a oprocentowane na poziomie wzrostu PKB. Po upływie terminu wykupywałby je budżet.
W opinii Lewickiej-Banaszak rząd nie powinien spieszyć się ze zmianami w systemie emerytalnym i raczej poczekać, jakie ostatecznie decyzje zapadną w Brukseli w kwestii odliczania kosztów naszej reformy emerytalnej od długu publicznego. (PAP)
awk/ mki/ jra/