# dochodzą informacje z przesłuchania ostatniego świadka #
08.07.Warszawa (PAP) - Marek Majewski, jeden z policjantów grupy operacyjno-dochodzeniowej zajmującej się przez pewien czas zaginięciem Krzysztofa Olewnika, przyznał w środę przed komisją śledczą, że zajmujący się tą sprawą nie mieli doświadczenia w tego typu przypadkach.
Świadek podkreślał, że w śledztwie rozważano kilka wersji zdarzenia, wśród których było zarówno samouprowadzenie, jak i porwanie dla okupu.
Jego zdaniem za pierwszym z tych wariantów przemawiało to, iż powszechnie wydawało się, że porywacze nie zdecydowaliby się na uprowadzenie Krzysztofa Olewnika w krótkim czasie po spotkaniu towarzyskim w jego domu, w którym uczestniczyli również policjanci. "Porywacze nie mogli mieć pewności, że po imprezie nikt tam nie został; wydawało się, że byłoby to zbyt duże ryzyko" - powiedział.
Argumentem "za" miały być też, jak mówił, nienaturalne, rozmazane ślady na ścianach. "Wyglądały, jakby je ktoś nanosił, tak że nie mogłyby powstać w wyniku walki" - wskazał.
Świadek podkreślił jednocześnie, że uważnie sprawdzano wszelkie informacje mogące świadczyć o uprowadzeniu dla okupu. "Realizowano naprawdę wiele czynności w tym kierunku" - dodał.
Majewski ocenił, że początkowo nie koncentrowano się zbytnio na imprezie poprzedzającej uprowadzenie. Przyznał jednak, że "musiała mieć ona związek ze sprawą i standardowo ktoś powinien się temu przyjrzeć".
Pytany o współpracę z firmą detektywistyczną świadek oświadczył, że dysponowała ona wówczas lepszym sprzętem niż policja.
Andrzej Popiołek - policjant, który był w gronie uczestników spotkania zorganizowanego w domu Krzysztofa w przeddzień jego uprowadzenia - mimo wezwania nie pojawił się w środę. Komisja, jak powiedział dziennikarzom jej przewodniczący Marek Biernacki (PO), nie otrzymała informacji o powodach jego nieobecności.
"Świadek tak czy inaczej przed tą komisją stanie, jest to tylko kwestia czasu, i to też niedługiego. Komisja będzie pracowała w sposób zdeterminowany i konsekwentny" - powiedział Biernacki.
Zapowiedział, że wezwanie dla świadka zostanie ponowione. Jak dodał, jeżeli wówczas także się nie pojawi, komisja wystąpi o ukaranie go.
Z kolejnym świadkiem Henrykiem Strausem posłowie spotkali się za zamkniętymi drzwiami. Policjant wnosił o to, argumentując, że pracuje w Centralnym Biurze Śledczym i ujawnienie jego wizerunku mogłoby mieć negatywne konsekwencje.
"Z informacji, które otrzymała komisja, wynika, że świadek jest czynnym funkcjonariuszem. Ujawnienie jego wizerunku mogłoby rzeczywiście spowodować zagrożenie dla niego osobiście lub jego rodziny" - powiedział dziennikarzom Andrzej Dera (PiS). Jak dodał, mogłoby to także utrudnić wykonywanie przez świadka działań operacyjnych.
Poseł poinformował, że komisja uznała, iż są to powody na tyle ważne, że jednogłośnie przyjęła propozycję przesłuchania go za zamkniętymi drzwiami. "Postanowiliśmy zrobić wyłom od ogólnej zasady, że świadków przesłuchuje się jawnie" - podkreślił.
Świadek był wśród policjantów, którzy zostali powołani do grupy operacyjno-dochodzeniowej w sprawie Olewnika. "To jest dla nas kluczowy świadek" - oceniał przed przesłuchaniem Dera. Jak mówił, to on prowadził postępowanie, sporządzał plany operacyjne i plany śledztwa. Poseł dodał, że Straus ma interesującą komisję wiedzę o relacjach w grupie dochodzeniowej, bo "nie do końca jasno wynikają one z dokumentów".
Świadek odmówił jednak składania zeznań. Zdaniem Biernackiego, nie wykorzystał tym samym swojej szansy do swobodnego wypowiedzenia się. "Dla komisji to wiele nie zmieni, mamy zebrany bardzo duży materiał. (...) Na pewno mogłoby to przyspieszyć nasze prace. W związku z tym będziemy wnioskować o przesłuchanie kolejnych policjantów, którzy będą w stanie pewne rzeczy wyjaśnić" - powiedział dziennikarzom.
Policjant wraz z dwoma innymi (Remigiuszem M. i Maciejem L.) ma postawione zarzuty dotyczące nieprawidłowości w prowadzeniu śledztwa związanego z porwaniem Olewnika.
Olewnika uprowadzono w październiku 2001 r. Sprawcy więzili go przez wiele miesięcy, a ostatecznie zabili mimo otrzymanego okupu w wysokości 300 tys. euro. Rodzina Olewników ma pretensje do władz m.in. o to, że na początkowym etapie sprawy prowadzono ją niefrasobliwie, zajmowano się pobocznymi wątkami i forsowano wersję o tym, że Olewnik - mając problemy w biznesie i życiu osobistym - sfingował swoje porwanie. (PAP)
ktl/ itm/ gma/