Maryla Rodowicz, choć świetnie zna rosyjski, po koncercie dla prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa nie wiedziała co powiedzieć. W wywiadzie dla PAP Life wspomina ogromną tremę i emocje, jakie jej towarzyszyły.
PAP Life: - Jak doszło do występu dla rosyjskiego przywódcy?
M.R.: - Zostałam zaproszona przez prezydenta Bronisława Komorowskiego do pałacu na obiad w gronie około 80 gości. Musiałam jednak wyjść przed deserem, żeby dojechać i przygotować się do występu. Koncert odbył się w hali fabrycznej na Grochowie.
PAP Life: - Koncert odbył się w hali fabrycznej na Grochowie. - Dlaczego właśnie tam?
M.R.: - Specjalnie wybrano taką obskurną halę, ponieważ był to koncert piosenek Włodzimierza Wysockiego, nieżyjącego już podziemnego barda rosyjskiego, którego Polacy i Rosjanie bardzo kochają. To był artysta zakazany, grywał w piwnicach, fabrykach, w domach. Występ przygotowano specjalnie dla prezydenta Miedwiediewa. Pojawił się pod koniec koncertu. Zaśpiewałam po rosyjsku piosenkę "Konie" Wysockiego. Ten utwór zamykał koncert.
PAP Life: - Co stało się później?
M.R.: - Wszyscy wróciliśmy na scenę, żeby się ukłonić i wtedy prezydent Miedwiediew z prezydentem Komorowskim przyszli do nas. Zaczęli nam dziękować. To był szok, bo jednak nie często przywódca takiego wielkiego mocarstwa stoi koło ciebie.
PAP Life: - Zamieniła pani kilka zdań z prezydentem Miedwiediewem?
M.R.- Gdy podszedł do mnie i gratulował występu. Byłam tym tak stremowana, że nie wiedziałam co powiedzieć... Mimo że nieźle znam rosyjski, to nie potrafiłam wydukać niczego sensownego.
Rozmawiała Agata Żurawska (PAP Life)
Więcej na: www.paplife.pl/demo
azu/ dki/