W ocenie prokuratora apelacyjnego Bogusława Michalskiego, który analizował sprawę afery węglowej po śmierci Barbary Blidy, byłą posłankę SLD bezpośrednio obciążały tylko zeznania Barbary K.
"Dowodami jakie ewentualnie obciążały Blidę, były tylko zeznania Barbary K. i pośrednio zeznania Ryszarda Z., który wiedzę o przekazaniu pieniędzy uzyskał od K." - mówił w środę Michalski, zeznając przed sejmową komisją śledczą badającą okoliczności śmierci Blidy.
Danuta Pietraszewska (PO) dopytywała, czy "wbrew temu, co mówili inni prokuratorzy dowód był tylko jeden - pomówienie, zeznanie Barbary K.". "Tak" - odpowiedział Michalski.
Odnosząc się do zeznań K. Michalski powiedział, że "jeśli chodzi o ocenę wartości zeznań pani K. to przyznam się, że dzisiaj można znaleźć szereg argumentów uwiarygodniających jej zeznania, ale też podważających".
Wyjaśnił, że jednym z argumentów podważających może być fakt konfrontacji K. z jednym z podejrzanych, gdy K. odwołała "wcześniejsze pomówienie i powiedziała, że się pomyliła, że w ogóle temu człowiekowi nie wręczała żadnych korzyści". "Z tego punktu widzenia należałoby uznać, że po tej konfrontacji K. jest mało wiarygodna" - zaznaczył. Dodał jednak, że podczas konfrontacji z inną osobą obciążaną przez K., podejrzany ten przyznał się do pośrednictwa w przekazaniu pieniędzy.
Z kolei Wojciech Szarama (PiS) mówił, że ubolewa, iż Michalski stawia "znak tożsamości" między sformułowaniami "jedyny dowód" i "główny dowód". "Jedyny, to jedyny, a główny świadczy o tym, że były inne dowody (...) proszę niech pan będzie bardziej precyzyjny, bo zeznaje pan pod przysięgą" - dodał.
"Czy badając te akta zapoznał się pan z zeznaniami kierowców, sekretarek, którzy potwierdzali, że w określonym czasie następowały odwiedziny osób zamieszanych w tę sprawę" - pytał Szarama.
Michalski odpowiedział, że w aktach znajdowały się protokoły przesłuchań jeszcze kilkudziesięciu osób, w tym kierowców i sekretarek. "Kierowcy potwierdzają, że przewozili wielokrotnie K. do takiej czy innej spółki węglowej, że przez kilka godzin czekali, bo trwały jakieś rozmowy, ale te osoby nie miały żadnej wiedzy o czym były te rozmowy i co się tak naprawdę za drzwiami działo" - mówił prokurator. (PAP)