"Gazeta Wyborcza" nigdy nie nawoływała ani do inwigilacji, ani delegalizacji partii prawicowych - zeznał w środę redaktor naczelny "GW" Adam Michnik na procesie wytoczonym przez wydawcę "GW" "Tygodnikowi Solidarność" za takie słowa.
Pozwani wnoszą o oddalenie pozwu, dowodząc, że była to tylko "dopuszczalna ocena publicystyczna". Wyrok w tej sprawie Sąd Okręgowy w Warszawie ogłosi 7 października.
W 2005 r. w "TS" znalazło się zdanie, że "GW" nawołuje do delegalizacji i inwigilacji prawicy. Agora S.A. wytoczyła proces o ochronę swych dóbr osobistych wydawcy tygodnika, autorce tekstu i redaktorowi naczelnemu Jerzemu Kłosińskiemu. Za podanie nieprawdy w pozwie zażądano od nich przeprosin i wpłaty 30 tys. zł na cel społeczny.
"W samym krytycyzmie +TS+ wobec +GW+ nie widzę nic niestosownego, natomiast znalazło się tam kłamliwe sformułowanie, które godzi w dobre imię gazety; to fałsz i oszczerstwo" - powiedział w środę Michnik przed sądem. Według niego "TS" sugerował, że "GW" wzywała do przestępstwa, jakim jest inwigilacja partii. Dodał, że "GW" "piętnowała inwigilację PC - partii braci Kaczyńskich, których brała w obronę". Artykuł "TS" Michnik uznał za krzywdę wyrządzoną ludziom, "którzy wiele lat walczyli o demokrację".
Redaktor naczelny "Gazety Polskiej" Tomasz Sakiewicz zeznawał na jednej z wcześniejszych rozpraw jako świadek, że w artykule "GW" pt. "Jak zjeść ten faszyzm?" pisano m.in. o konieczności inwigilowania przez państwo ugrupowań radykalnie prawicowych lub ich ewentualnej delegalizacji - próbując generalizować to na całą prawicę. "Ten artykuł +GW+ dotyczył partii faszystowskich i faszyzujących, które sięgały po przemoc i posługiwały się zakazaną przez prawo retoryką rasistowską" - powiedział Michnik. "Żadnych wezwań tam nie było" - dodał.
Autorka tekstu w "TS" Teresa Kuczyńska powiedziała sądowi, że "GW", która prawicę rozumie bardzo szeroko, "wołała o delegalizację takich partii jak Młodzież Wszechpolska, zamykanie instytucji jak IPN oraz o definitywne rozwiązanie Radia Maryja". Według niej "GW" prowadzi od lat "nagonkę na prawicę jako taką", a inkryminowane słowa były jej opinią. Przyznała, że przed ich napisaniem nie prosiła "GW" o komentarz.
Jerzy Kosiński zeznał, że "GW" często żonglowała określeniem "faszystowski", którą to cechę - jego zdaniem - przypisywano szeroko rozumianej prawicy. "Nasz artykuł był klasyczną polemiką prasową dotyczącą poglądów i postaw, a wynikającą z publikacji +GW+" - dodał. "Gdyby Michnik napisał polemikę z nami, to bym ją wydrukował" - oświadczył naczelny "TS".
"Nie ma takiej publikacji +GW+, która potwierdzałaby twierdzenia pozwanych" - mówił sądowi w końcowym wystąpieniu radca prawny Agory Piotr Rogowski. "Wolność słowa może mieć na swych sztandarach tylko ten, kto pisze prawdę" - dodał.
"Nie doszło do naruszenia dóbr osobistych powoda" - mówiła adwokat pozwanych mec. Małgorzata Ułaszonek-Kubacka. Podkreślała, że artykuł "TS" nie był informacją prasową, ale opinią wyrażoną w ramach polemiki. "Ten proces w ogóle nie powinien mieć miejsca" - oceniła. Dodała, że "TS" nie był odosobniony w swych ocenach "GW".
W środę inny warszawski sąd odroczył bez terminu proces cywilny, w którym Michnik pozwał b. naczelnego "Dziennika" Roberta Krasowskiego. Żąda od niego przeprosin i wpłaty 10 tys. zł na cel społeczny za jego słowa, że "Michnik poświęcił 1/3 życia na obronę byłych ubeków". Krasowski chce oddalenia pozwu, powołując się na wolność słowa. Na wniosek powoda sąd powołał biegłego językoznawcę prof. Jerzego Bralczyka by ocenił inkryminowaną wypowiedź.
Rogowski powiedział PAP, że niedawno Sąd Najwyższy uchylił wyrok, w którym warszawski sąd zdecydował, że b. poseł LPR Wojciech Wierzejski nie musi przepraszać Michnika za podanie nieprawdziwej informacji, jakoby naczelny "GW" był członkiem PZPR. Sprawa wraca do Sądu Apelacyjnego w Warszawie, który potwierdził w 2008 r., że "nie każde podanie nieprawdy jest zniesławieniem". Było to powodem oddalenia pozwu Michnika wobec Wierzejskiego z żądaniem przeprosin i wpłaty 30 tys. zł na cel społeczny.(PAP)
sta/ wkr/ mow/