Podpułkownik Marek Miłosz wyjaśnił przed sądem, że podczas całego lotu śmigłowca nie było żadnych oznak oblodzenia - wyjaśniał przed sądem Miłosz. Sąd odroczył rozprawę na koniec marca.
Miłosz jest oskarżony o doprowadzenie do katastrofy lotniczej 4 grudnia 2003 roku. Śmigłowiec z 3-osobową załogą i dwunastoma pasażerami, w tym ówczesnym premierem Leszkiem Millerem, spadł na ziemię koło Piaseczna.
Miłosz, odpowiadając na pytania prokuratora, swoich obrońców oraz samego sądu, tłumaczył, że podczas całego lotu temperatura na termometrze widocznym z kabiny pilotów wynosiła około 7 stopni C, włączona automatyczna instalacja antyoblodzeniowa nie informowała o oblodzeniu, a mechaniczny sygnalizator oblodzenia również go nie pokazywał. "Nie było też lodu na szybie kabiny, ani na wycieraczkach, gdzie najczęściej występuje" - tłumaczył pilot.(PAP)
ago/ bno/