Niewykluczone, że słuchacze szkół policyjnych będą się uczyli strzelać z przypisanej im indywidualnie broni, a nie z różnych egzemplarzy, znajdujących się na wyposażeniu tych szkół. Wprowadzenie takiej zmiany rozważa polska policja.
Rozwiązanie to miałoby ograniczyć zagrożenie wypadkami podobnymi do tego, jaki zdarzył się w grudniu ub. roku w Centrum Szkolenia Policji w Legionowie. W trakcie treningu podczas strzelania od pistoletu P99 odskoczył element, który uderzył policjanta w okulary ochronne i w twarz.
Komenda Główna Policji zarządziła po tym wypadku kontrolę 26 tys. waltherów P99. Okazało się, że w ok. 7 tys. sztuk powinna być wymieniona zaślepka iglicy zamka. Wymiany dokonają policyjni rusznikarze na koszt producenta.
Jak powiedział we wtorek PAP Krzysztof Hajdas z biura prasowego Komendy Głównej Policji broń, w którą są wyposażeni funkcjonariusze, jest bezpieczna. Po zdarzeniu w Legionowie policja rozważa jednak zmianę sposobu eksploatowania broni w procesie szkolenia.
"Broń w szkole policji jest o wiele intensywniej eksploatowana niż broń osobista funkcjonariusza w normalnej służbie. Obecnie policjanci uczą się strzelać z broni, która jest na wyposażeniu szkoły, teraz chcemy to zmienić. (Przyszły) policjant otrzymywałby w szkole swoją broń, na niej się uczył i z tą bronią odchodził do jednostki" - powiedział.
Na razie nie wiadomo, kiedy takie rozwiązanie mogłoby zostać wprowadzone w życie. Hajdas zaznaczył, że wymagałoby ono wielu zmian organizacyjnych, związanych m.in. z dystrybucją i magazynowaniem broni.
Komentując sprawę badania policyjnych pistoletów i potrzebę wymiany elementów, zastępca komendanta głównego policji nadinsp. Krzysztof Gajewski powiedział we wtorek w Poznaniu, że takie przypadki "zdarzają się nie tylko policji, nie tylko w przypadku broni".
"Proszę sobie przypomnieć kwestię producentów samochodów, którzy nagle wzywają kilkanaście, kilkadziesiąt tysięcy klientów, bo stwierdzono jakąś usterkę, którą trzeba usunąć" - powiedział.
"Poleciliśmy zweryfikować stan techniczny tych jednostek broni, aby kolejni policjanci nie doznali uszczerbku na zdrowiu na skutek - być może - wadliwego wykonania lub wykonania z materiału, który nie powinien się tam znaleźć. Jako przełożeni nie możemy (...) udawać, że nic się nie stało" - dodał.
Jak podała we wtorek "Gazeta Wyborcza", która jako pierwsza alarmowała o konieczności wymiany elementów pistoletów, po wypadku w Legionowie producent broni, radomski Łucznik nie chciał się odnieść do sprawy oświadczając, że fabryka nie dostała do wglądu uszkodzonej broni. Firma nie chciała też komentować wyników kontroli KGP.
Rafał Pogrzebny (PAP)
rpo/ bos/ gma/