Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

Namioty stoczniowców z "Solidarności" przed domem premiera

0
Podziel się:

Ok. 50 działaczy Solidarności Stoczni Gdańsk rozbiło w piątek po południu
miasteczko namiotowe w pobliżu domu premiera Donalda Tuska. Związkowcy domagają się dyskusji z
szefem rządu na temat przyszłości zakładu. Premiera i jego rodziny przez weekend nie będzie jednak
w domu.

Ok. 50 działaczy Solidarności Stoczni Gdańsk rozbiło w piątek po południu miasteczko namiotowe w pobliżu domu premiera Donalda Tuska. Związkowcy domagają się dyskusji z szefem rządu na temat przyszłości zakładu. Premiera i jego rodziny przez weekend nie będzie jednak w domu.

"Premier Tusk kłamie i unika z nami spotkań. Wiemy, że to miejsce nie jest dobre do rozmów, takie (miejsca - PAP) są na przykład w Urzędzie Rady Ministrów, ale ten rząd nie prowadzi żadnego dialogu" - mówił na konferencji prasowej zwołanej obok miasteczka namiotowego wiceprzewodniczący komisji zakładowej Solidarności w Stoczni Gdańsk Karol Guzikiewicz.

Guzikiewicz zadeklarował, że jeśli np. ze strony wicepremiera, szefa MSWiA Grzegorza Schetyny padłaby propozycja spotkania, to manifestujący byliby w stanie ciągu godziny złożyć namioty i podjąć rozmowy. "Ale muszą to być konkretne rozmowy, a nie jakieś gdybanie" - zastrzegł.

Pikieta Solidarności ma związek z planowanymi zwolnieniami w Stoczni Gdańsk. Z zakładu, który od stycznia 2008 r. jest własnością ukraińskiej spółka ISD Polska, w ramach restrukturyzacji ma odejść ok. 300 osób. Ludzie ci mają otrzymać - zgodnie z ustawą o zwolnieniach grupowych - odprawy w wysokości trzech, dwóch lub jednej pensji (w zależności od stażu pracy).

Związek chce, by pracownicy dostali taką samą pomoc jak stoczniowcy w Gdyni i w Szczecinie w ramach specustawy stoczniowej: odszkodowania od 20 do 60 tys. zł, ofertę szkoleń zawodowych oraz zasiłek na czas przekwalifikowania się i poszukiwania pracy.

Protestujący stoczniowcy chcą też rozmawiać z premierem na temat raportu NIK z kontroli restrukturyzacji i prywatyzacji sektora przemysłu stoczniowego w latach 2005-2007.

Na zakończenie konferencji Guzikiewicz pokazał piłkę futbolową, którą stoczniowcy wraz ze swoimi podpisami chcą podarować Tuskowi.

Wejścia do kamienicy, w której znajduje się mieszkanie premiera, oddalonej od miejsca rozbicia namiotów o około 200 metrów, strzeże kilku policjantów.

Stoczniowcy, wśród których jest też delegacja Solidarności Zakładów Cegielskiego w Poznaniu, rozstawili 10 namiotów między drzewami w pobliżu trawnika i placu zabaw, a także przy ogrodzeniu jednej z kamienic. Przywieźli ze sobą m.in. zapasy wody mineralnej, plastikowe fotele i stoliki. Pikieta, która ma trwać do godz. 19.00 w niedzielę jest legalna, sopocki magistrat wydał na nią zgodę.

"Nie zakłócimy wam porządku i ciszy nocnej. Wszystko po sobie posprzątamy" - uspokajał mieszkańców kamienicy Guzikiewicz.

Na razie kłopot stoczniowcom może sprawiać załatwianie potrzeb fizjologicznych, nie mają bowiem przenośnej ubikacji, ta ma się pojawić się na terenie obozowiska dopiero w sobotę rano. "Póki co będziemy korzystać z okolicznych restauracji i pizzerii" - mówił Guzikiewicz. Tłumaczył, że zabrakło toalety dlatego, że Urząd Miejski w Sopocie za długo zwlekał z wydaniem decyzji na demonstrację.

Protestowi stoczniowców przyglądało się wiele osób. Reakcje mieszkańców były zróżnicowane. "Mnie to raczej nie przeszkadza. Mam nadzieję, że będą spokojni i ten główny przewodniczący nad wszystkim zapanuje. Być może gdybym była na ich miejscu, to też bym tak protestowała" - powiedziała PAP Irena Majer, mieszkanka kamienicy, naprzeciwko której stanęły namioty.

Jej sąsiadka z klatki obok Janina Matusewicz twierdzi natomiast, że protest robotników nie ma sensu. "To nic nie da, te zakłady są nierentowne. Dla mnie to mogą protestować, jestem tolerancyjna, choć chyba nie jest to najlepsze miejsce. A premier jest uroczym i sympatycznym sąsiadem" - dodała.

"Takiego +burdelu+ nie było tu, jak mieszkam od 50 lat" - rozpoczął spór z manifestującymi starszy mężczyzna. "Ubek", "prowokator" - usłyszał w odpowiedzi. "Dlaczego nie pójdą manifestować do Warszawy, pod budynek rządu? Ja też byłem w Solidarności w 1980 r., ale teraz to już nie jest to samo. Ile zarabiają tacy liderzy związkowi jak Śniadek? Oni tylko wykorzystują pracowników" - mówił już na boku, w rozmowie z dziennikarzami Jerzy Świderski.

Stoczniowcy mają ze sobą transparenty: "Byłem w ZOMO, byłem w ORMO - teraz jestem za Platformą", "Rząd Platformy grabarzem polskiego przemysłu". Jest też transparent ze zdjęciem głowy Tuska doklejonej do korpusu Kaczora Donalda wraz z napisem "Mamy słońce Peru, mamy Irlandię". (PAP)

rop/ ura/ gma/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)