Lekarze neonatolodzy z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego (WSS) w Rzeszowie podpisali w środę krótkoterminowe umowy, które umożliwią pozostanie lekarzy na oddziale po 31 sierpnia, mimo złożonych wypowiedzeń z pracy i zapewnienie właściwej opieki noworodkom do czasu ich wypisania.
W związku z tym, na razie nie będzie przenoszenia małych pacjentów do innych placówek - poinformował dziennikarzy dyrektor szpitala Bernard Waśko. Informację tę potwierdził PAP rzecznik wojewody podkarpackiego Krzysztof Rokosz.
Umowy podpisali wszyscy lekarze neonatolodzy (sześciu i ordynator) do 14 września. Lekarze złożyli też aneksy do porozumienia zawartego kilka dni temu przez ich kolegów z innych oddziałów, którzy wycofali już wypowiedzenia.
Aneksy przedstawiają warunki neonatologów, onkologów, okulistów, neurologów dotyczące wycofania ich wypowiedzeń z pracy. Domagają się oni wyższych zarobków zagwarantowanych do 2009 roku, ale muszą być one większe od tych, które wynegocjowali ich koledzy.
W ciągu ostatnich dni około 50 lekarzy z ponad 70, którzy złożyli wypowiedzenia z pracy, wycofało je. Porozumienie zawarte w niedzielę wieczorem gwarantuje lekarzom od września płacę zasadniczą w wysokości od 3,6 tys. zł do 4,2 tys. zł.
Dyrektor Waśko obiecał, że odpowie na aneksy pisemnie w czwartek. Natomiast neonatolodzy powiedzieli, że jeżeli dyrektor nie zgodzi się na ich warunki, to odejdą ze szpitala.
Rokosz poinformował, że od 1 września rozpocznie się systematyczne wygaszanie oddziału, to znaczy że nie będą przyjmowani nowi pacjenci z zewnątrz.
Gotowość podpisania krótkoterminowych umów lekarze neonatolodzy wyrazili we wtorek, ale nie zgodzili się wówczas ich podpisać. Deklarowali podpisanie ich w piątek. Ordynator oddziału neonatologii WSS Janusz Witalis w rozmowie z PAP mówił wtedy, w imieniu wszystkich lekarzy, że umowy zostaną podpisane w piątek, bo tak wynika ze "strategii negocjacji". Zapytany w środę o przyczynę zmiany zamiaru, powiedział, że jest to "akt dobrej woli całego zespołu".
Obecnie na oddziale przebywa 12 noworodków, ale - jak zaznaczył Witalis - liczba ta może się zmienić. "Przecież kobiety cały czas rodzą, a oddział położniczy nie wygasł, więc w każdej chwili może do nas trafić kolejny mały pacjent, wymagający pomocy" - mówił. (PAP)
api/ aja/ pz/ jra/