Reżyser Marek Piwowski po pobycie w więzieniu, gdzie trafił za próbę ucieczki z kraju, podpisał zobowiązanie do współpracy z kontrwywiadem - podaje tygodnik "Newsweek" w wydaniu, które pojawi się w kioskach w poniedziałek. Pismo przeprowadziło wywiad z Piwowskim i byłym oficerem; obaj twierdzą, że współpraca była fikcją.
Piwowski mówi, że stał się obiektem zainteresowania UB, gdy w liceum zaangażował się w działalność podziemnej organizacji Chorąży-Victoria. Kolega z podwórka na warszawskiej Pradze, który został oficerem KBW, ostrzegł Piwowskiego i doradził mu ucieczkę w Bieszczady. Późniejszy reżyser filmu "Rejs" spróbował jednak zbiec za granicę, został złapany i skazany. Odpracowawszy wyrok w kopalni Piwowski odnalazł swojego kolegę - Tadeusza Zakrzewskiego - i zobowiązał się do współpracy z kontrwywiadem, by dostać paszport. Według relacji byłego oficera, Piwowski nigdy nie przekazał żadnej przydatnej informacji.
"Z niego był taki agent jak z koziej dupy trąba" - charakteryzuje w "Newsweeku" przydatność operacyjną przyjaciela Zakrzewski. Zaznacza, że Piwowski unikał w 1980 roku angażowania się w opozycję, by SB nie zaczęła go wypytywać. "Newsweek" przypomina, że nazwisko Piwowskiego znalazło się na tzw. liście Wildsteina. (PAP)
brw/ rod/