Dziesiątki tysięcy ludzi przyszły w czwartek wieczorem pod Kolumnę Zwycięstwa w Berlinie posłuchać przemówienia demokratycznego kandydata na prezydenta USA Baracka Obamy, który podkreślał znaczenie transatlantyckiej współpracy.
Senator z Illinois wezwał Europejczyków i Amerykanów do wspólnych działań w celu "pokonania terroryzmu i osuszenia studni ekstremizmu, która go zasila".
"Skoro mogliśmy stworzyć NATO, by pognębić Związek Radziecki, możemy połączyć się w nowym, globalnym partnerstwie, żeby rozmontować siatki, które uderzyły w Madrycie i Ammanie, w Londynie i na Bali, w Waszyngtonie i w Nowym Jorku" - mówił Obama.
Kandydat Demokratów na prezydenta USA podkreślał znaczenie współpracy Europy i Stanów Zjednoczonych w przywracaniu stabilności w Afganistanie oraz w stawianiu czoła różnym wyzwaniom - od zmian klimatu po rozprzestrzenianie broni jądrowej.
"Nikt nie wita z zadowoleniem wojny. Zdaję sobie sprawę z ogromnych trudności w Afganistanie - mówił Obama w swym jedynym oficjalnym przemówieniu podczas obecnej podróży zagranicznej. - Ale mój kraj i wasze (kraje) są zainteresowane tym, żeby pierwsza misja NATO poza Europą była sukcesem. Dla narodu Afganistanu i dla naszego wspólnego bezpieczeństwa ta praca musi zostać wykonana. Ameryka nie może tego dokonać sama".
Obama podkreślił też, że Europa i Stany Zjednoczone powinny wspólnie przekazać Iranowi, iż musi poniechać swych ambicji nuklearnych. Wezwał też obie strony do wzniesienia się ponad różnice zdań na temat wojny w Iraku, by pomóc Irakijczykom w powrocie do normalnego życia.
"Tak, są różnice między Ameryką a Europą. I nie ulega kwestii, że będą różnice w przyszłości" - mówił senator. Ostrzegł, że "największym niebezpieczeństwem jest dopuszczenie do tego, by nowe mury oddzieliły nas od siebie".
Obama mówił o burzeniu murów między krajami, rasami i religiami. Otrzymał wielkie brawa, kiedy mówił o dążeniu do zakończenia wojny w Iraku.
Początkowo kandydat na prezydenta USA zamierzał wygłosić ważne przemówienie na temat stosunków transatlantyckich pod Bramą Brandenburską w niemieckiej stolicy.
Jednak sprzeciwiła się temu kanclerz Angela Merkel, obawiając się, że Obama, wykorzystując symboliczne znaczenie Bramy Brandenburskiej, przeniesie amerykańską kampanię wyborczą do Berlina.
Ostatecznie na miejsce przemówienia wybrano Kolumnę Zwycięstwa. Odsłonięta w 1873 roku, upamiętnia ona zwycięstwa Prus nad Danią oraz w wojnach z Austrią i Francją. Na szczycie kolumny stoi mierząca 8,3 metra brązowa rzeźba bogini zwycięstwa Nike.
W drodze do Berlina Obama powiedział dziennikarzom, że ma nadzieję, iż jego przemówienie zostanie odebrane jako "konkretna artykulacja stosunków, jakie chciałbym widzieć między Stanami Zjednoczonymi a Europą".
"Mam nadzieję zakomunikować przez Atlantyk wartość tych stosunków" - zapowiadał Obama.
Wystąpienie senatora z Illinois właśnie w Berlinie ma znaczenie symboliczne. W tym mieście kilku prezydentów USA wygłaszało ważne przemówienia - m.in. John Kennedy, Ronald Reagan i Bill Clinton.
Obama woli jednak unikać takich porównań. "Oni byli prezydentami, a ja jestem obywatelem" - podkreślił, eksponując zarazem status Berlina jako europejskiej metropolii.
Wcześniej w czwartek Obama spotkał się z kanclerz Niemiec Angelą Merkel. Jak poinformował rzecznik pani kanclerz, rozmowy były "szczere" i przebiegały w "bardzo dobrej" atmosferze.
Merkel i Obama dyskutowali o bieżących problemach polityki międzynarodowej, w tym o Iranie, Afganistanie, Pakistanie i Bliskim Wschodzie. Rozmawiali również o transatlantyckiej współpracy gospodarczej, problemach klimatycznych i energetycznych, stanie gospodarki światowej i o międzynarodowej współpracy w "celu rozwiązania ważnych kwestii globalnych". (PAP)