Na długiej liście utrudnień, na jakie napotykają niewidomi jest brak możliwości samodzielnego głosowania - wskazywał we wtorek, na kilka dni przed wyborami samorządowymi, Marek Kalbarczyk - założyciel Fundacji Szansa dla Niewidomych.
Na konferencji prasowej w Warszawie sygnalizował m.in. że wyborcy są zobowiązani do okazania w lokalach dowodu osobistego, a niewidomy nawet nie może zweryfikować czy oddano mu jego własny, który jest dla niego nieodczytywalny.
Podkreślał też, że osoby niewidome mogą głosować tylko korzystając z pomocy innej osoby, bo karty nie są przystosowane do ich potrzeb. "Mogę być +Człowiekiem bez barier+ (jest tegorocznym laureatem-PAP), ale bez żony na głosowanie nie pójdę" - powiedział.
Jak dodał, bez odpowiedniego wsparcia i przyrządów niwelujących skutki inwalidztwa niewidomi nie są w stanie samodzielnie funkcjonować.
"Bez białej laski nie wyjdą z domu, bez syntezatora mowy nie przeczytają artykułu, () bez wypukłej grafiki nie wiedzą jak wygląda świat, bez udźwiękowienia otoczenia i nawigacji nie mogą nigdzie trafić" - wskazywał.
Przestrzeń publiczna - jak mówił założyciel Fundacji Szansa dla Niewidomych - powinna być lepiej dostosowana do potrzeb niewidomych - na ulicach, w urzędach i bankach, w środkach transportu i wielu innych miejscach wciąż brakuje dźwiękowych informacji i specjalnych oznaczeń. "Konieczne jest totalne udźwiękowienie i +uBrailleowienie+ otoczenia" - apelował.
Wskazywał m.in. na niedostosowanie do potrzeb niepełnosprawnych warszawskiego metra. Ocenił, że dwa lata od wypadku niewidomego studenta Uniwersytetu Warszawskiego Filipa Zagończyka, który wpadł pod nadjeżdżający pociąg, niewiele zrobiono, choć - jego zdaniem - zmiany nie byłyby kosztowne. (PAP)
ktl/ bos/